Tata wielokrotnie bił mnie. Oczywiście lania nie dostawałem codziennie. Moi bracia też nie. Mamie obrywało się również sporadycznie. Po tylu latach trudno podać dokładną liczbę. Myślę, że nie chodzi tu o ilość, lecz o sam fakt. Każde uderzenie dziecka przez rodzica boli i pozostawia uraz na całe życie.
Cały tekst przeczytasz w 10 minut.
Wiele takich sytuacji zatarł czas. Pamiętam, tylko niektóre z nich. Utkwiły w pamięci prawdopodobnie tylko te szczególne przypadki i są ze mną cały czas.
Przeważnie tata bił nas, kiedy wypił alkohol. Po nim od czasu do czasu agresja nagle wzrastała. Wystarczyła drobnostka, by nadziać się na jego złość. Najlepszym sposobem była ewakuacja. Robiłem wtenczas wszystko, by nie znaleźć się w jego zasięgu. Po trzeźwemu miał więcej rozwagi. Niemniej, gdy go coś bardzo zdenerwowało, też był agresywny i mógł zrobić coś naprawdę głupiego. Raz o tym miałem okazję się przekonać. Mogło to tragicznie skończyć się dla mnie. I dla niego zapewne też. Na razie nie jestem gotowy, by o tym napisać.
Dostawaliśmy więc za coś i za nic. Jako dziecko nie rozumiałem, dlaczego tata czasem tak reagował. Sytuacje bywały błahe, a dostawałem, jakbym zrobił coś naprawdę złego. Niejednokrotnie uczyniłem coś naprawdę głupiego i w mojej ocenie zasługiwałem na lanie, a tata reagował śmiechem lub było mu to obojętne. Jego reakcji nie dało się przewidzieć i to stanowiło największą zagadkę dla mnie.
Poza tym tata nigdy nie mówił, za co nas uderzył. Wynikało to z kontekstu i samemu trzeba było się domyślać. Obrywaliśmy najczęściej za złe zachowanie, za słabą naukę. Za to, że go denerwujemy lub coś zniszczyliśmy. I to miało jakiś sens, ale za nic? To już przesada. Po tym, jak dostaliśmy nigdy, nas nie przepraszał.
Przemoc rodzica wobec dziecka jest strasznie smutna. Nawet jednokrotne uderzenie ręką jest bardzo krzywdzące. Tata należał do specyficznego grona karzących. W momencie, gdy nas bił, wstępowało coś w niego, jakiś obłęd. Nie kontrolował chyba swojej siły. Takie miałem wrażenie. A był faktycznie silnym mężczyzną. Bił, gdzie popadnie. Nie tylko w 4-litery, lecz również w nogi, plecy czy głowę. Rzadko dawał klapsa. Może to zabrzmi kuriozalnie, ale w takich sytuacjach marzyłem o jednym klapsie. Przeważnie bił za pomocą papucia. A jak byliśmy trochę starsi, to używał pasa. Pasem dostawaliśmy najczęściej. Później jednak przesadził. Często sięgał po zwykły kabel elektryczny. Nie pamiętam, ile razy dostałem takim kablem, lecz pamiętam to do dziś. Ten ból i to pieczenie. To, że trudno było potem stać czy się ruszać. Nie mówiąc o tym, że jak siedziałem na krześle i dotykałem go obolałym ciałem, to nie dało się usiedzieć. Ślady po takich razach zostawały na skórze przez dłuższy czas. To było strasznie krzywdzące. Raniło nie tylko skórę – miało głównie destrukcyjny wpływ na psychikę.
Robiłem wszystko, żeby jak najrzadziej tata miał pretekst do zlania mnie. Moim parasolem ochronnym była nauka. Dobrze się uczyłem, więc to mnie w jakiś swoisty sposób chroniło. Nie zawsze, lecz bardzo często. I mam wrażenie, że moi bracia mieli gorzej i częściej skupiał się na nich.
W pamięci zostały mi te charakterystyczne momenty. Pewnie pojawiło się w nich coś nietypowego i odmiennego. Dlatego o nich jeszcze nie zapomniałem. Większość na szczęście negatywnych wspomnień pożarł czas. Zapomniałem też przez wyparcie. Robiłem wszystko, by zapomnieć. Stworzyłem w głowie idealny świat, bez przemocy. Mój tata był w nim kochającym ojcem i mnie nie bił. Dużo z tych złych chwil wyparłem. Z tej przyczyny tak długo nie chciałem przyznać się przede wszystkim przed sobą, że mam takie doświadczenia z dzieciństwa. To z pewnością utrudniło odkrycie prawdy o DDA i DDD. Innym też nie mówiłem, z powodu wstydu i wyparcia. Ponadto sądziłem przez cały czas, iż dzieciństwo nie ma wpływu na dalsze życie. A nawet gdy przeczuwałem, że może być coś na rzeczy to i tak to oddalałem od siebie. Zmierzenie z prawdą zapowiadało się jako bardzo emocjonalne. Nie do przeskoczenia.
Pewne zdarzenia pamiętam dokładnie, jakby były wczoraj.
Mieszkaliśmy na parterze. I ciekawym zajęciem była obserwacja ludzi. Ja i mój młodszy brat Mariusz staliśmy na parapecie. Staliśmy tam chwilkę i zapewne z nudów zaczęliśmy kopać delikatnie po szybie. Nagle zjawił się tata. Zdjął nas z parapetu i tak mocno zlał. To taka pierdoła, a dostałem tak sowicie, jakbym zbił szybę. Tata nie bił raz czy dwa, tylko długo. Zawsze modliłem się, by to był już ostatni strzał. To bicie zawsze się dłużyło. I nigdy nie pamiętam końca. Jedynie początek i środek. Zakończenia NIGDY.
Nie tylko ja tak to postrzegałem. Młodszemu bratu pewnie też wydało się to wiecznością. Mariuszek, zapytany w dzieciństwie, wypowiedział się po jednym z takich incydentów z rozbrajającą szczerością. Tata „bił, bił i nie przestał”. Bardzo smutne. Nawet dziś, po tylu latach.
Kilka razy dostałem, bo przeszkadzałem tacie w spaniu.
Pewnego razu tata bił mnie za coś. Nie wiem za co. Byłem raczej bardzo mały i pamiętam to szczątkowo. To działo się w kuchni, przy lodówce. Mama starała się odwieść ojca od dalszego wymierzania kary. Najpierw słownie, ale bez skutku. Znając tatę, pewnie powiedział mamie, by się nie wtrącała, bo dostanie. To zaledwie domysł. Po chwili mama nie wytrzymała i wskoczyła między nas. Mnie tata przestał bić, a mamę uderzył pięścią w twarz. Zaczęła płakać. Przestał. W okolicach oka mamy pojawiło się zasinienie. Tuszowała to okularami przeciwsłonecznymi. Pamiętam, że to nie było latem, a mama je nosiła. Byłem zaskoczony tymi okularami. Uświadomiłem sobie, że mama już wcześniej nosiła takie okulary. I już widziałem dlaczego. Byłem strasznie zły na ojca. Postanowiłem tego dnia, że kiedyś mu za to odpłacę. Chciałem go dosłownie rozszarpać. Kipiałem od złości i gniewu. Wiedziałem tamtego dnia, że muszę urosnąć i być silnym, by sprostać tej misji. Mimo że pamiętam tę przysięgę zemsty, nigdy jej nie spełniłem.
Potem mama nosiła jeszcze kilka razy okulary. Wiedziałem z jakiego powodu… Ucieczka stała się niezwykle skutecznym rozwiązaniem. Teraz wiem, że dzisiejsze ucieczki przed podjęciem istotnych decyzji są pokłosiem tego, co mi się przytrafiło. Uciekam przed różnymi wyzwaniami, zwłaszcza w relacjach międzyludzkich. To jeden z objawów DDA.
Siedzą również we mnie powroty do domu, kiedy nabroiłem. Nigdy nie miałem pewności, jak to się zakończy.
Kiedyś dużo graliśmy w piłkę nożną. Toczyła się walka o każdy skrawek ziemi, na którym mogło się ją pokopać. Zrobiliśmy pod blokiem z trawnika małe boisko. Miałem może 13 lub 14 lat, kiedy wybiłem sąsiadom z parteru szybę. Przytrafiło mi się to po raz pierwszy. Bałem się iść do domu i powiedzieć o tym. Liczyłem, że zastanę mamę. I ujdzie mi to na sucho. W tamtym okresie krucho mieliśmy z pieniędzmi i czułem się paskudnie, że taką kosztowną wpadkę zaliczyłem. To potęgowało strach. Z olbrzymią trwogą zobaczyłem tatę i poczułem, jak rośnie mi ciśnienie. A serce podchodzi do gardła. Rodzice widzieli, że coś się wydarzyło, gdyż zachowywałem się nienaturalnie. Zaryzykowałem i powiedziałem, że przez przypadek piłka trafiła w okno sąsiadów. Tata wstał i podszedł do garderoby. Już widziałem, jak sięga po pas. Tymczasem wyciągnął kasę. Dał mi ją z uśmiechem i powiedział: „Co to za piłkarz, co ani razu nie rozbił szyby. Daj na szybę sąsiadom”. Poklepał mnie po ramieniu. I tyle. Ciężki kamień spadł mi z serca. I bądź tu mądry człowieku!
Najczęściej pamiętam, jak dostawali bracia. Bycie świadkiem, choć fizycznie nie bolało, stało się tak samo traumatyczne.
Mocno przeżyłem, jak Mariusz dostał raz lanie i skończyło się to rozcięciem na jego głowie. Też nie wiem, za co tata go wtedy okładał. Pamiętam tylko, że bił brata takim kablem od prodiża. Jego ulubionym kablem. Bił go, gdzie popadnie i w końcu wtyczką ceramiczną uderzył go w głowę. Rozciął mu skórę. Mama była wściekła, a ja przerażony. Potem chowaliśmy ten kabel po szafach przed tatą. Nawet mama go nie mogła znaleźć, gdy chciała upiec ciasto.
Wraz z naszym dorastaniem dostawaliśmy mniej. Przyczyniło się do tego kilka rzeczy. Na pewno staliśmy się silniejsi, lecz pewnie to nie stwarzało dla taty problemu. Myślę, że nawet mogło stanowić to wyzwanie dla niego. Być może wraz z wiekiem trochę złagodniał. A być może uratowała nas przed nim działka. Wybudował tam potężną altanę i spędzał tam dużo czasu. Od wiosny do późnej jesieni mieszkał tam. Pilnował swojej fortecy. W zimie też czasami nocował. Mieliśmy spokój, choć czujność nie malała, bo mógł wpaść do domu w każdej chwili. Miał też sąsiada na działce. Kolegę z dawnej pracy i wiem, że wielokrotnie go pobił. Ten jednak ze strachu przed ojcem nie zgłosił nigdy tego na Policję. Przypuszczam, że tak się „rozładowywał”. Nie poniósł za to kary. Niecodzienne.
Ostatni raz tata chciał podnieść na mnie rękę, gdy miałem 19 lat. Przebywałem w tamtym czasie w wojsku. Dużo w armii ćwiczyłem. Sport i sztuki walki miałem na co dzień. Byłem w najlepszej formie w życiu. Tatę rozpierała dumę, że jestem żołnierzem. Miał do munduru wielki szacunek. Sam kiedyś chciał zostać komandosem, lecz zrozpaczona babcia wybiła mu to z głowy. Wszystkim wokół chwalił się, że jestem w wojsku. Wysyłał mi co miesiąc pieniądze, wspomagając skromny żołd. Mundur ostatecznie nie uchronił mnie przed jego wybrykiem. Przyjechałem na przepustkę i na chwilę wstąpiłem do rodziców.
Wszedłem do jednego z pokojów i zobaczyłem tatę. Od razu odkryłem, że jest nietrzeźwy. Pewnie spojrzałem odruchowo z politowaniem i wrogością. Nie zdążyłem do niego powiedzieć ani słowa. A on od razu mnie słownie zaatakował. Krzyczał „Ty marny żołnierzyno. Choć się bić. Pokaże ci jak się bije. I, że tam jakąś fizyczną krzywdę mi zrobi, używając słowa z… Cibie”. Odpowiedziałem: „nie będę bił się z Tobą tato, bo i tak bym Cię pokonał”. To go niezwykle rozsierdziło, lecz się nie ruszyłem. Krzyczał. I darł się z całych sił. No dawaj, maminsynku! A ja jeszcze głośniej. NIE!, NIE! Wtedy złapał za nową szafę i ją popchnął. Szafa uderzyła kantem o ścianę i uszkodził się w niej cały róg. Wtedy się zagotowałem. Mama kupiła niedawno meble, na raty. Dużo ją to kosztowało. Tata z reguły nie dbał o wyposażenie mieszkania, a jeszcze je zniszczył. Niszczenie rzeczy wywołuje we mnie agresję. Po tym, co zrobił tata, też tak było. Przez chwilę się zawahałem. I zacząłem się bić. Nie z ojcem tylko z samym sobą. Jeszcze nigdy nie byłem tak blisko, by podnieść na niego ręce. Myśli mi się kołatały. A krew gotowała. Nie wiem jakim cudem przezwyciężyłem tę pokusę. Niewiele brakło, a doszłoby do rękoczynów. Nie chciałem tego. Obróciłem się i zacząłem wychodzić. Tata chciał mnie dogonić. Wyglądał na mocno wstawionego, dlatego mu to utrudniło pościg. Dodatkowo przewrócone meble zatarasowały mu przejście. Próbował je przeskoczyć, lecz upadł. Wyrzucił mnie z domu i zabronił mi wracać. Byłem zdruzgotany.
Na drugi dzień poszedłem do domu rodziców. Tata wytrzeźwiał. I mocno mnie przepraszał. Zarzekał się, że nie pamięta, co wydarzyło się dzień wcześniej. Tak miał czasem. O dziwo przeprosił mnie za to, że kazał mi się wynosić z domu. Nie przeprosił za wezwanie do walki. Chyba nie.
Więcej już nie doszło między nami do sytuacji konfliktowej.
Wiem natomiast, że bracia bili się z ojcem. Nie znam szczegółów, bo nie byłem świadkiem. Czy bili się z nim za coś, czy za nic? Nie wnikałem. Nie rozmawiałem o tym z braćmi. Zbyt trudny dla mnie to temat. Może kiedyś.
Kilka podobnych przypadków znęcania się taty nad nami szczegółowo opisałem w innych artykułach, m.in. „Tabliczka mnożenia”, „Słodka zemsta”.