„Zrobię to sam” – to chyba jedno z najpopularniejszych zdań i myśli jakie towarzyszą mi w życiu. Dlaczego jestem tak zdeterminowany? A może to nie determinacja tylko głupota, bo wielu spraw samemu nie da się zrobić. A ja staram się wszystko samemu ogarnąć. Od kiedy? Od dzieciństwa.
Z całą pewnością przyczynił się do tego mój tata. To on powtarzał ciągle zdanie. „Muszę to zrobić sam. Nikt mi nie pomoże”. I robił.
Gdy byłem mały podziwiałem go za to, że jest taki pomysłowy. Nie prosił nikogo o pomoc. Wszystko wykonywał sam. Czasami narzekał, że jest mu trudno, lecz parł do przodu. Sam naprawiał auta. Zajmowało mu to sporo czasu. Zawsze naprawiał lub przerabiał coś w nich. Niestety napracował się za dwóch lub trzech. Sam remontował mieszkanie. Sam zazwyczaj budował i remontował różne rzeczy na działce. Sam robił opłaty na poczcie, w bankach, choć mogłem mu je przelać płatnościami internetowymi. Sam próbował wykonywać wiele rzeczy. Zajmowało mu to zawsze dużo czasu, zdecydowanie za dużo.
Jego pomysłowość jednak nabrała rozmachu dopiero na działce. Tam czynił wszystko, by sobie ułatwić prace. Robił liczne udoskonalenia. I tak sobie samemu radził. Ja i moi bracia pomagaliśmy tacie trochę w dzieciństwie. Do prac fizycznych się nie rwałem. Nie lubiłem tego i czego się nie dotknąłem to zepsułem. A jeśli nawet nie zepsułem, to znacznie utrudniałem postęp prac. Po pewnym czasie, gdy byliśmy młodzieńcami opuściliśmy tatę na działce. I znów pozostał sam. Inną sprawą jest, że wymyślał sobie prace. Skończył jedno, a miał już dwa kolejne pomysły. Front robót zawsze wydawał się nieskończony. Uważam, że często robił rzeczy niepotrzebne. Prace na działce nikomu i niczemu nie służyły. No, może jemu. Miał zajęcie i tak wypełniał sobie czas.
Postawa taty przelała się na mnie.
Poniekąd takie nastawienie przyszło od taty. Pewnie sam charakter i osobowość są kolejną przesłanką. Myślę, że w jakimś stopniu jest to również wywołane DDA. Nie chcę tego przerysowywać, lecz jestem przekonany, że ma to w kilku procentach wpływ na mnie. Wiem, że dużo ludzi robi rzeczy samemu. Tacy już jesteśmy. Niemniej cześć ludzi radzi sobie z oddaniem części prac innym. Z oddelegowaniem zdań. A pomoc innych ułatwia życie i przyspiesza pracę. Ja sobie nie radzę z takimi rozwiązaniami.
Tata lubił pracować sam. Sam sobie kupował rzeczy. Sam coś projektował. Sam siedział na działce. Sam cierpiał. Wiele, by tu wyliczać. Zaszczepił we mnie powiedzenie „Zrobię to sam”.
Sam, sam, sam.
Tak. Zrobię to sam. Nikt inny tego lepiej nie zrobi niż ja. Sam dam radę. To tylko kilka zdań, które powtarzam sobie wykonując rożne zadania. Często powtarzam w myślach: Sam, sam, sam. To mnie nakręca.
Tata jeszcze w jeden sposób mi to „ofiarował”. Nie tylko poprzez przykład i słowa jakie kierował sam do sobie. Kierował je bezpośrednio do mnie. Im byłem starszy tym częściej to słyszałem.
Mawiał wielokrotnie: „Sam to zrób”. „Sam się naucz”. „Wszystko jest w książkach” – kiedy prosiłem, by mi pomógł w nauce. Z czasem poszedł w mocniejsze tony. Jako nastolatek potrzebowałem pieniędzy. Nie na zabawę, lecz na książki, bilety na przejazdy, rzadko na firmowe ubrania i inne. W odpowiedzi słyszałem. „Idź do pracy – sam zarób! Ja w Twoim wieku pracowałem”. OK. Może tak chciał mnie nauczyć samodzielności. Nie wiem?
Miałem wówczas 15-17 lat. W początkach lat 90, ubiegłego stulecia trudno było o prace dla nieletnich. Moi koledzy w zawodówkach dostawali pieniądze za praktyki. W liceum nie miałem takiej możliwości. A do zawodówki nie chciałem iść tylko dla kasy.
Wiedziałem więc, że nie mogę liczyć na tatę. Na nikogo. Zacząłem robić wszystko samemu. Sobie wierzyłem i ufałem. Nie zawsze potrafiłem. Lubiłem się uczyć nowych rzeczy, co bardzo pomagało. A sukcesy dodatkowo mnie nakręcały. Przez samodzielnie działania miałem nad moimi poczynaniami kontrolę. Robiłem tak długo, aż osiągnąłem pożądany stan. Samodzielność i kontrola stały się kluczowe. Do tego doszedł perfekcjonizm. Okropna cecha. Zmusza do pracy ponad siły. Zajmuje czas. Niejednokrotnie jest bezsensowną stratą czasu.
Zakorzenione cechy dawały się we znaki później i dają mi się do dziś. Zdaje sobie sprawę, że każdy ma do wykonania jakieś zadania. Każdy ma swoje obowiązki, których nie da się oddać innym. To zrozumiałe i trudno z tym polemizować. Są też sprawy, które można oddać, a czasem nawet trzeba. I z tym mam nie lada problem.
Wielokrotnie robiłem rzeczy samodzielnie. Męczyłem się choć wiedziałem, że inni znają się na tym lepiej. Zrobią to szybciej. Jednak wewnętrzne podpowiedzi niemal zawsze zmuszają mnie do tego samego postępowania. Nie jeden raz chciało mi się płakać z bezsilności, ale nie odpuszczałem.
Sam, sam, sam.
Proszenie o pomoc jest dla mnie oznaką słabości. Zanim o coś poproszę muszę się długo z tym bić. I zazwyczaj dochodzę do wniosku, że osobiście zrobię to najlepiej.
Takich przykładów mógłbym podać dziesiątki, lecz wszystkie sprowadzają się do jednego mianownika. Sam to zrobię.
I tak robiłem kilka tygodni remont w mieszkaniu. Nawet brata nie poprosiłem o przytrzymanie choćby śrubokręta. Choć mówił, że pomoże (Wiedziałem, że tylko tak mówi). Kiedy robiłem coś w mieszkaniu nawet dzieci nie poprosiłem o drobniutką przysługę. Mimo, że były pod ręką. Pamiętam, jak projektowałem kiedyś logo dla innego bloga. Chyba rok czyniłem poprawki i ostatecznie zleciłem to firmie. Podobnie było z logo do tego bloga. Długo się zastanawiałem czy zlecić to komuś. Ostatecznie tak uczyniłem, po 4 czy 5 miesiącach. Pogodziłem się z tym, że ktoś inny zrobi to lepiej i szybciej. A ja skupiłem się na pisaniu tekstów. To był znakomity ruch. Pisania tekstów jednakże nie oddam. Zrobię to sam, bo nikt inny lepiej nie opisze mojej historii. I to jest zrozumiałe.
Czas na zmiany.
Obecnie uczę się sztuki odpuszczania. Szukania pomocy u innych. To trudna metamorfoza lecz konieczna. Nie wszystko potrafię zrobić sam i czas sobie to uświadomić. Z pomocą innych osiągnę więcej. Będzie to lepsze. Na pewno aoszczędzę czas.
Koniec syzyfowej pracy w miejscu, gdzie jest to zbędne. Niektóre rzeczy potrafią mnie przerosnąć, a tak być nie musi.
Nastąpiła odpowiednia chwila, by słowo sam nabrało nowego znaczenia.
Sam o tym zdecydowałem.
10 Comments
Fajnie. Dzięki za ten tekst. Niech Ci Bóg błogosławi.
Dzięki za komentarz. Ciszę się, że tekst przypadł Ci do gustu.
Sama bym lepiej tego tematu nie ujęła
Dziękuję Michalina za komentarz.
Dopiero nie dawno u siebie to odkryłam. Jestem sama z dwójką małych dzieci. Sama samiusienka pomimo że 4 rodzeństwa. Ale od niedawna przełamałam się i potrafię poprosić o pomoc.. Nawet bliskie mi osoby, nie tylko rodzinę. Ale zauważyła, że proszenie o pomoc jest dobre, poprawia relacje, wzmacnia je. Trzeba tylko się przemóc i poprosić.
Mam podobne odkrycie. Choć o tym jeszcze nie mówiłem, rzeczywiście proszenie o pomoc, może dawać pewna satysfakcję. Zwłaszcza jeśli cementuje i wzmacnia więzi. Dziękuję Ci za komentarz. I powodzenia przy proszeniu.
*Zaszczepił we mnie powiedzenie „Zrobię to sam”.
Sam, sam, sam.
Tak. Zrobię to sam. Nikt inny tego lepiej nie zrobi niż ja. *
Szymku dobrze że ten temat wyszedł na światło dzienne…brawo Ty! Brawo my, którzy to odkryli, odkrywają, odkryją!
To jeden z matrixów ,w które uwierzyliśmy jako dzieci. To projekcje naszych bliskich. Schemat wogole nie nasz, raczej czyjś, zapożyczony, zaraziliśmy się tym czymś.
Dla mnie sam to
*TYLKO SAM JESTEM NA TYM ŚWIECIE, BO DLA INNYCH JESTEM PRZEZROCZYSTY !
*TYLKO NA SIEBIE MOGĘ LICZYĆ,
*TYLKO JA UMIEM W TYM BYĆ,
*TYLKO WTEDY CZUJĘ SIĘ POTRZEBNY I WAŻNY , KIEDY INNI WIDZĄ MOJA NADPROGRAMOWĄ SAMODZIELNOŚĆ I NIEZALEŻNOŚĆ…
KIEDY BYŁAM SAMA SAMODZIELNA SAMOWYSTARCZAJĄCA ( MATRIX BO JAKO DZIECKO NIE MOGŁAM BYĆ) czułam, że JESTEM, że jestem jakaś, silniejsza, ważniejsza, lepsza, godna, zauważalna, szanowana i doceniana. Prawda jest taka, że zbyt rzadko to zauważali ludzie, wtedy wpadałam w kolejną pułapkę …im bardziej ja tym bardziej oni dla mnie. To była utopia!
Nie działało. Skutek odwrotny. Jako dziecko, młody człowiek nie wiedziałam o tych schematach i mechanizmach o ich niszczącej sile. Teraz już wiem. Sukces. Mój sukces. Reedukuje się. Zmieniam zachowania, przekonania, projekcje, to i mechanizmy się zmieniają i ja. I o to tu chodzi. By odchodzić od tego co nie karmi.
Odpuszczać bycie ponadprogram…by pracować nad równowagą☯️.
Dziś proszę o pomoc, dziś cenie ta pomoc innych, dziś wybieram to co piorytet, dziś wiem ,że każdy ma swoje role, jest ważny i mogę z jego umiejętności, wiedzy skorzystać. Nie ma ludzi, którzy umieją i robią wszystko. Świat jest po to by każdy znalazł swoje światło, swoje umiejętności, predyspozycje, talenty, wiedzę, itd.
Jesteśmy ludźmi, użyczamy sobie siebie na wzajem. Nikt i nic nie każe być nam Alfa i omega. Być samemu.
Pozdrawiam serdecznie . Bycie we wszystkim sam samodzielnym jest passę.
Polecam wspólnotę. ️
Proszenie o pomoc jest oznaką słabości,odkąd pamiętam żyje w tym przekonaniu
Jeżeli już poproszę to koniecznie muszę się zrewanżować jakkolwiek aby nikt nie pomyślał że go wykorzystałam(oczywiście nikt tak nie myśli to tylko rodzi się w mojej głowie) ciężko z tym żyć z
Ania dopóki tak myślisz to tak będzie. Ja wiele lat również tak myślałem, lecz teraz proszenie jest mi bliższe i łatwiejsze. Nie prosze często, lecz jak juz proszę t nie sprawi mi to trudności. Da się to przepracować. Uwierz mi. Warto to robić krokami.
Zastanawia mnie jedna rzecz….mianowicie, jak taka postawa przedkłada się na związki z innymi ludźmi. Jestem DDD/DDA, osobą raczej zaradna życiowo, osiągnęłam w życiu wiele.SAMA. na przykład skończyłam studia.medyczne, utrzymując się sama. Kupiłam mieszkanie, itd. Ostatnio zauważyłam że w związkach z mężczyznami (tutaj podnoszę sromotna porażkę:-( wybieram partnerów „do opieki”…takich których w takim czy innym względzie trzeba „życiowo wyreczac”. Utrzymywać, terapeutyzowac….długo możnaby wymieniać. Dostrzegam że taki partner wpasowuje się w schemat Zosi- samosi, zastanawiam się tylko, jak go przełamać? Jak sobie z tym poradzić?