
Frustracja z dzieciństwa
13/06/2022
Niezaspokojone potrzeby cz. II
21/06/2022Ten artykuł jest kontynuacją artykułu „Frustracja z dzieciństwa”. Warto go przeczytać w pierwszej kolejności, choć nie jest to konieczne. Artykuły łączą się w całość. Podzieliłem je po prostu na mniejsze części, by łatwiej się Tobie je czytało.
Niezaspokojone potrzeby domagają się ich zaspokojenia. Dorosłe Dzieci Alkoholików przeważnie chcą jakoś to nadrobić i w dorosłym życiu popadają w problemy. DDA mogą mieć kilka takich potrzeb.
Najważniejsze z nich opiszę poniżej. Będzie to zarazem I część artykułu. Na końcu wpisu znajdziesz link do II części. Jestem przekonany, że artykuły o niezaspokojonych potrzebach Dorosłych Dzieci Alkoholików będą stanowiły dla Ciebie źródło ciekawej i ważnej wiedzy. Przeplatam tu teorię z przykładami z własnego życia.
Cały artykuł przeczytasz w ok. 8 minut.
Potrzeba autonomii
Ta potrzeba nie mogła być zaspokojona przez dziecko, gdyż wymagałaby pozytywnego wsparcia ze strony rodziców. Uszanowania wewnętrznych granic dziecka. Rodzice nie mogli tego zapewnić. Wykluczał to alkohol czy współuzależnienie. Nie tylko zabrakło takich wzmocnień, ale bywało całkowicie przeciwnie, rodzice bowiem często próbowali uwikłać dziecko w jednostkowe problemy lub problemy rodzinne. W takich rodzinach nie ma przyzwolenia na zbudowanie własnej indywidualności, pełnej autonomii. Mamy do czynienia z podporządkowaniem się do woli i decyzji pijącego rodzica. Łatwiej jest unikać konfrontacji z dorosłym człowieczkiem, nierzadko agresywnym, niż z bezbronnym dzieckiem. Z całą pewnością dziecko potrzebuje taką odrębność wypracować, lecz to stoi w sprzeczności z interesami takich rodziców. Chęć zbudowania niezależności nie jest łatwa, a dodatkowo komplikuje je duże prawdopodobieństwo zerwania więzów z rodzicami lub co najmniej ich pogorszenie. Niejednokrotnie następuje przekroczenie granic dziecka. Mam na myśli różnego rodzaju przemoc czy nadużycia emocjonalne.
Potrzeba tożsamości
Zbudowanie własnej tożsamości wymaga jasnego punktu odniesienia, miejsca, z którego można wystartować. Dziecko z rodziny alkoholowej czeka nie lada wyzwanie w tym zakresie, przez co cały czas żyje w przeświadczeniu, iż wszystko jest niezrozumiałe i bardzo niepewne. Takie dziecko same czuje się niezwykle niepewne. Nie rozumie, nie tylko sytuacji czy otoczenia, ale także siebie. Chaos panujący w rodzinie sprzyja rozłamom, niepewności. Trudno zrozumieć, jakie są wartości. Dziecko nie wie, za co zostało ukarane czy wygradzane, gdyż na to miało wpływ samopoczucia pijącego rodzica. Nie było to zależne od dziecka, tylko od rodzica, zatem jak ma ocenić czy jest na przykład dobrym, czy złym dzieckiem, czy postąpiło właściwie bądź też nie, albo czy jest kochane. Nie potrafi identyfikować się z uzależnionym od alkoholu rodzicem lub rodzicami, bo ten się często kompromituje, zmienia zdanie, krzywdzi w różnorodny sposób rodzinę, a nawet stosuje przemoc. Tak samo jest, gdy w rodzinie jeden z rodziców jest współuzależniony. Ten z kolei jest ofiarą lub jest nieodstępny dla dziecka. To u dziecka wywołuje niepokój i współczucie, lecz utrudnia należytą identyfikację.
W rodzinie alkoholowej podważa się u dziecka zaufanie do własnych przemyśleń, spostrzeżeń lub wniosków. Jego obserwacje, zwłaszcza te szczere i bolesne dla uszu rodziców, są torpedowane i umniejszane, a czasem jest za to wręcz karane.
Zatem być może usłyszałeś lub usłyszałaś od rodziców poniższe zdania:
– jesteś mały i się na tym nie znasz,
– wcale tego nie widziałaś (np. gdy ojciec uderzył matkę),
– nie słyszałaś tego,
– czas leczy rany,
– coś Ci się pomyliło, wcale tak nie było. Ta sytuacja przedstawiała się inaczej.
Potrzeba pełnej miłości i poczucia więzi z rodzicami, a tym samym potrzeba bezpieczeństwa, akceptacji, opieki
Zaspokojenie bezpiecznej więzi, miłości i bezpieczeństwa są jak najbardziej podstawowymi i naturalnymi potrzebami. W rodzinach, gdzie występował alkohol, szczególnie z przemocą w tle, wydaje się niemal oczywistym, iż tych potrzeb dziecko nie doświadczyło. Bywają przypadki, w których rodzice mówią dziecku, że jest źródłem problemów i nie powinno się w ogóle urodzić. Na szczęście nigdy tego nie usłyszałem od rodziców. Natomiast miałem styczność z takimi sytuacjami. Są to te skrajne przypadki i ciężko o tym się czyta, lecz tak jest. Dzieciństwo DDA bywa naprawdę traumatyczne i ciężkie. Sytuacje te sprawiają, że stworzenie właściwych więzów z rodzicami było utrudnione, a nawet stało się niemożliwym. W dziecku narastało poczucie trwałego deficytu w tym obszarze jego emocjonalnego życia.
Z kolei są przykłady, gdzie dziecko, nawiązywało z rodzicami więzy, mimo złego traktowania. Niestety wielokrotnie kształtowało to doświadczenia raniące i bolesne, często psychicznie i fizycznie. Nacechowane złością czy lękiem. Takie dziecko dostawało tylko namiastkę miłości, uwagi lub opieki, lecz było to zdecydowanie niewystarczające. Nie mogło zbudować prawdziwej więzi. Czasami musiało opiekować się rodzicami. Takie sytuacje mają także miejsce, gdy DDA jest dorosły, ma swoją rodzinę, a wciąż czuje potrzebę opieki nad swoimi rodzicami. Rodzice, którzy nie pogodzili się z wyjściem dziecka z domu, szukają okazji, by poczuć opiekę dziecka i wciąż go obarczają odpowiedzialnością, która ma zły wpływ. Nie potrafią odciąć pępowiny.
Niektóre DDA mają doświadczenie całkowitego zerwania więzi, ponieważ rodzic porzucił rodzinę lub umarł.
Jeden z moich znajomych całkowicie zerwał kontakt z rodzicami. Widuje ich czasem na mieście. I w panice przed nimi ucieka. Opowiadał, że unika miejsc, w których oni mogą się pojawić. A najbardziej zapamiętał przypadkowe spotkanie z ojcem, który był tak pijany, że prawie wpadł mu pod auto. Myślę, że żywi do nich czystą nienawiść. Nawet mi ciężko słucha się jego opowieści.
Potrzeba kompetencji
Realizacja zadań stawianych dziecku doprowadzała do nieustannej frustracji. Od dziecka oczekiwało się, by sprawiło, że ojciec przestanie pić albo żeby matka była zadowolona. Misje czy cele były wręcz niewykonalne, a często dziecko poddawane takim próbom miało coraz głębsze przekonanie, że jest beznadziejne. Nie sprostało tym oczekiwaniom. Miało wrażenie, że zawiodło, a więc wykazywało się dużą niekompetencją.
Z dzieciństwa przypominają mi się podobne zmagania. Pisałem obszerniej o tym w innych artykułach, lecz wrócę skrótowo do tych wątków, bo wpasowują się w treść tej potrzeby.
Mimo że nikt tego ode mnie nie oczekiwał wprost, walczyłem zaciekle z paleniem ojca i w mniejszym stopniu z piciem. Papierosy często mu podkradałem i wyrzucałem lub spalałem w piecu. Myślałem, że jak z każdej paczki wyjmę dwa lub trzy papierosy, to w ten sposób wyleczę ojca z nałogu. Bez skutku. Nie ukrywam, że byłem tym zawiedziony i sfrustrowany. Podobnie czyniłem z alkoholem. Wylewałem to, co zostało w kieliszkach, łudząc się, że w ten sposób pomogę ojcu odtrącić alkohol.
Z kolei ojciec często popijał z kolegami, a nawet samemu, na działce. W zależności, od tego, co wydarzyło się w pracy lub na ogródku, miał odpowiedni humor. Jak coś go zdenerwowało, to te negatywne emocje zanosił do domu. Mama kilka razy poprosiła, abym pojechał na działkę na zwiady i wybadał nastrój ojca. To zadanie bardzo mi się spodobało. Poważna misja dla dzieciaka, tak myślałem ongiś. Potem jeździłem na działkę sam od siebie. Z czasem moje obserwacje stały się niemal bezbłędne. Posiadłem duże kompetencje w tym zakresie. Po tym eksperymencie zostało mi duże upodobanie do odczytywania mowy ciała ludzi.
Muszę też przyznać, że mama za to nigdy mnie nie oceniła. Nie usłyszałem od niej słów, że ją zawiodłem. Te prośby do dziś są dla mnie niejednoznaczne. Nie wiem, czy uczyniła to świadomie, czy ze strachu? Na pewno nie miała pojęcia, jakie to przyniesie skutki. Tymczasem ten przykład wpisuje się w klasykę syndromu DDA.
Pewnie masz swoje przykłady.
Potrzeba spontaniczności i zabawy
Jednym z najważniejszych czynników przyczyniających się do rozwoju spontaniczności jest stabilność psychiczna. Konieczne jest unikanie nadmiernego stresu i presji, a co najgorsze, wyzbywania się uczuć. Dziecko w rodzinie alkoholowej, z traumami, radzi sobie w taki sposób, jak jest to możliwe i najczęściej oczekuje się od niego „zamrażarnia” uczuć.
W alkoholowym dzieciństwie, w atmosferze zagrożenia i obarczenia nieadekwatną odpowiedzialnością takich okazji było mnóstwo. Zabawa, radość i spontaniczne okazywanie uczuć uznawane były za reakcje nieadekwatne, dlatego je nierzadko brutalnie gaszono. Dotyczy to także pozytywnych uczuć. Potrzeby w tym zakresie musiały być silnie frustrowane, co często prowadziło do ich definitywnego wyparcia.
Również odczuwałem przez wiele lat problemy z przeżywaniem zabawy. Obecnie nie mam z tym problemu, lecz zrozumienie tego zjawiska nastąpiło w trakcie terapii DDA. Nawet nie przypuszczałem, że takie ograniczenie w radowaniu się zabawą, czymś fajnym, zostało zaszczepione w dzieciństwie.
Oczywiście nie zawsze miałem problem z zabawą. To zdarzało się sporadycznie. Nie liczyłem, lecz na pewno wyliczenia ograniczyłyby się do kilku, może kilkunastu przypadków. Niemniej stanowiło dla mnie dość dużą udrękę. Nie miałem nigdy dylematów ze spontanicznością, no może czasami w obecności ojca, gdy byłem dzieckiem i wyczuwałem zagrożenie. Zabawa i radość osłabiały czujność. W takich chwilach zazwyczaj spadła na mnie kara ojca.
Pamiętam sprzed kilkudziesięciu lat zdarzenie, jak z młodszym bratem staliśmy na parapecie i kopaliśmy delikatnie w szybę nogami. Po prostu nas to bawiło, a może coś za oknem i głośno się śmialiśmy. Tata nas zaskoczył, nie słyszeliśmy go. Podszedł nas od tyłu, zdjął z parapetu i zabawę zakończył kilkoma klapsami. Do dziś uważam, że nie zrobiliśmy nic, co tłumaczyłoby użycie przemocy przez ojca. Wystarczyło nas zdjąć i powiedzieć, że parapet to nie miejsce do zabaw. A jednak stało się, jak się stało. Nieciekawie. Ta sytuacja wraca bardzo często do mnie.
Spontaniczność pomagała mi zazwyczaj dobrze się bawić. Niemniej w określonych sytuacjach ogarniało mnie dziwne przeczucie, że zabawa zaszła za daleko. Jak z zabawą na parapecie. Pojawiało się nagle ni stąd, ni zowąd, bez zapowiedzi. Czułem, jakbym nie miał prawa się tak dobrze bawić, bo za chwilę wydarzy się coś, co tę dobrą zabawę przerwie. W większości takich stanów, niepewności czy lęków, doświadczałem w momencie, gdy przypominały mi się sytuacje z dzieciństwa lub nawet miałem takie mylne wyobrażenie. To najbardziej przywoływało wspomnienia, osłabiające czujność, o których pisałem kilka zdań wcześniej. Dziś wiem, że zostałem tak zaprogramowany.
Wracając do terapii, jedną z cech DDA jest właśnie trudność w przeżywaniu zabawy czy radości. Dopiero gdy zrozumiałem, iż jest to wynikiem syndromu DDA, przepracowałem to i obecnie nie mam z tym żadnych problemów. Po prostu wiem, że to tylko i wyłącznie wyimaginowane wyobrażenia stanowią nasze ograniczenia. Dziś nic mi nie zagraża. Mam pełne prawo dobrze się bawić. Być spontanicznym. Każdy ma takie prawo, Ty także i korzystaj z niego.
Ciąg dalszy w drugiej części
Zostaną w niej opisane kolejne niezaspokojone potrzeby. Poznasz też kroki, które należny podjąć, by z tymi niezaspokojonymi potrzebami się uporać.
Przejdź do części drugiej, klikając w link – Niezaspokojone potrzeby cz. II.
Ponadto
Artykuł ten jest kontynuacją tekstu sprzed tygodnia i gorąco zachęcam do zapoznania się z nim, jeśli tego nie uczyniłeś/aś. Opisuję w nim genezę niezaspokojonych potrzeb – „Frustracja z dzieciństwa”.