
8 błędów popełnianych przez DDA
16/12/2019
Odzyskiwanie siebie
26/12/2019Zebrało mnie na sentymenty. Końcówka roku tuż, tuż. Czas podsumować ten rok. Dla mnie bardzo ciężki. Choć kilka przyjemnych chwil, zdarzeń, małych sukcesów, pokonanych barier też było.
To nie tylko refleksja nad sobą. To także przemyślenia nad czynami. W sumie nad całokształtem.
Zalążków tego, co działo się w tym roku doszukiwać należy się w przeszłości. Nawet tej bardzo odległej. Sięgnę, więc w głąb mojego życia.
Mam prawo być szczęśliwym. Chcę być szczęśliwy.
Rok 2020 dla mnie to rok pracy nad własnym szczęściem. Czeka mnie bardzo dużo pracy, bo muszę od nowa zdefiniować nowe wartości mojej przyszłej pogody ducha i czystej radości. Będę też potrzebował wsparcia dobrego psychologa lub psychoterapeuty. Muszę zrozumieć swoje dotychczasowe błędne założenia. Tak naprawdę będę się uczył tego niemal od początku.
Nie wiem, czy syndrom DDA czy całe życie i różne doświadczenia blokowały mnie przed takim prawdziwym, wewnętrznym, bezgranicznym szczęściem?
Chyba wszystko po trochu.
Zrozumiałem kilka dni temu, że szczęścia nie można się bać. A ja w dużej mierze przez pewne cechy i objawy DDA na pewno wpadłem w pewne sidła zastawione przez moją własną psychikę. Bałem się być szczęśliwym, co za paranoja. Mój poziom szczęścia zawsze dochodzi do pewnego poziomu i potem dzieje się coś niedobrego. Męczy mnie to już. Szczęście ma dawać radość, czynić lepszym i wtedy na tym skorzystam ja, moje otoczenie i może ktoś jeszcze.
A co daje mi szczęście? Wiele rzeczy, spraw, ludzi, przeżyć, doświadczeń. Wymienię tylko kilka:
– są to moje dzieci,
– tworzenie bloga, filmów czy podcastów, z których Ty możesz również skorzystać,
– bieganie, jazda na rolkach i rowerze, pływanie, pójście w góry i wypicie ciepłej herbaty w mroźny górski dzień,
– spełnianie marzeń najbliższych,
– i inne.
Do refleksji nad szczęściem, nad pracą, by być w pełni uskrzydlonym, skłoniło mnie kilka istotnych wydarzeń dosłownie sprzed kilku czy kilkunastu dni. Wydaje mi się, a nawet wiem to na 100 %, że jednym z najważniejszych składników szczęścia jest druga osoba, która jest Twoim dopełnieniem, a Ty jej. Pełni tego uczucia nie da się przeżywać i doświadczać samemu. Szczęściem trzeba się dzielić. Przyznam, że ja to szczęście ukrywałem pod pozorem ochrony, ale to był tak naprawdę strach. Lęk przed pełnią szczęścia. Przed odpowiedzialnością. To doprowadziło do sporych nieporozumień i trywialnych błędów. Muszę zmienić swoje podejście w tej kwestii. I to już. Moje szczęście jest jasno spersonalizowane. Mam nadzieję i głęboką wiarę, że za rok lub dwa wrócę do tego wpisu i będę mógł Ci to szczęście pokazać i się nim pochwalić. Nie zamierzam przesadnie tego epatować i uczynię to tylko jeden raz. Oczywiście w porozumieniu z tą osobą.
Spójność
To słowo jest jednym z moich ulubionych słów. Jest pewnym założeniem życiowym. Trzeba jednak mieć świadomość, że spójność to nieustanna praca i trzymanie się wyznaczonego toru. Nie jest to łatwe. To naprawdę skomplikowane. Pisząc na blogu SkrzywdzoneDziecko.pl o sobie, staram się jak najbardziej być spoisty z tym, co piszę i co czynię w realu. Dotyczy to wszystkich dziedzin mojego życia. Czy zawsze się udaje? Pewnie dość często NIE. Nie wpływa na to tylko moja postawa. Spójność atakowana jest z każdej strony. Żyjemy w szybko zmieniającym się świecie. Spójność to pewna stałość, a cechą zmiany jest zmiana (taki truizm). Te dwa słowa stoją w dużej sprzeczności ze sobą, a ja czynię wszystko, by zachować tą stabilność.
Moje ślady spójności możesz znaleźć w moich wpisach. Staram się być w nich szczery i w momencie, kiedy piszę to przelewam na papier to, co czuje, jak myślę, jakie są moje poglądy. I oczywistym jest, że ten sam artykuł pisany kilka miesięcy wcześniej lub później mógłby się nieco różnic. Mógłby mieć inny ładunek emocjonalny, bo emocja jest stanem w danej chwili.
Myślę, że dostrzegasz pewną i jasną zależność w samej nazwie bloga, w moim imieniu i nazwisku. Szymon Dobik – Skrzywdzone Dziecko. To nie przypadek, że jest S i D. Również logo złamanego serca symbolizują uszkodzone litery S i D. Tych drobnych elementów pełnej całości jest więcej. Robię wszystko, aby to ze sobą współgrało i żyło w pewnej harmonii.
W sieci utrzymanie spójności jest nieco łatwiejsze niż w życiu. W obu miejscach nad tym cały czas mieć pieczę i nie tracić z wizji pewnych założeń. To zabieg na wskroś bardzo trudny. A ja jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy. I staram się z nich jak najszybciej wyciągać odpowiednie wnioski.
Porównywanie się
Porównania są niesprawiedliwe. One zawsze są, były i będą, lecz ja nadałem im drugorzędny albo trzeciorzędny poziom. To świadomość ich kontrolowania i pracy nad sobą może zneutralizować ich negatywne oddziaływanie dla osoby dokonującej porównywania się z innymi. Takie podejście pozwala na zobaczenie siebie z innej perspektywy. Nie tej przegranej czy bardzo nie korzystnej albo może nad wyraz zadufanej, ale neutralnej.
Porównywanie się się do innych jest bardzo frustrujące. Myślę, że bardzo często jest powodem wewnętrznych cierpień, błędnych decyzji, autodestrukcji, itd.
Porównywanie się jest dla mnie też dość dziwnym zjawiskiem. Czyniąc owe zakusy wpadamy w pewną pułapkę. Porównujemy tylko pewien wycinek, mały fragment, a nie całość. Do większości danych, by porównanie miało sens, nie mamy po prostu dostępu. Na tej podstawie już sama myśl o analogii musi być z góry skazana na niepowodzenie.
Od porównywania oddzielam inspirowanie się innymi osobami albo czerpanie z ich przykładów mądrości życiowej. To bowiem jest jak najbardziej wskazane.
Nie chcę sugerować, że porównywanie się jest zjawiskiem złym. Wprost przeciwne. Porównanie ma dobre cechy, bo napędza, skłania do refleksji, często do udoskonalenia siebie i przedmiotów, etc. Winno one jednak być kompleksowe, z rzeczowym sprawdzeniem, co się zestawia i jakie efekty z tego mają być.
Nie jestem wolny od porównań. Od pewnego czasu dużo się porównuję. Sam ze sobą. Najlepszym źródłem jestem ja sam. Wiem o sobie niemal wszystko, mam całą bazę danych pod ręką. I tak naprawdę jestem największym swoim krytykiem. Najbardziej wymagającym. Każdego dnia robię wszystko, by być lepszą wersją siebie. Dlatego mój kalendarz podręczny zawiera wiele danych, m.in. wagę, rezultaty treningów i osiągnięć w bieganiu, jeździe na rolkach czy rowerze, ilość artykułów, które umieściłem na moim blogu SkrzywdzoneDziecko.pl. A od nowego roku wprowadzam analizę życiową. Będzie to arkusz kalkulacyjny, który zawiera różne pozycje. Co pół roku zamierzam go uzupełniać. To w perspektywie wielu lat da mi świetny ogląd na siebie i pozwoli wytyczać rozsądne zmiany. Nada mojemu życiu większy sens. To będzie rewelacyjne narzędzie do porównywania się ze sobą.
Mój osobisty trener, którym jestem sam dla siebie jest wymagający. Zmusza mnie do tego bym rzetelnie porównywał się dziś do siebie z wczoraj i monitorował wyniki. Odkąd tak czynię i jestem sam dla siebie porównywarką jestem niej sfrustrowany. A opisane powyżej narzędzie tylko ma mi to ułatwić.
Jestem w trakcie pisania książki. Inspirują mnie w jej pisaniu są Nick Vujcic, Kamila Rowińska i Remigiusz Mróz. Oni mnie inspirują i motywują, bo porównanie się z ilością książek, które oni napisali, ich możliwościami dotarcia do czytelnika, to ja nie istnieję. Nie ma mnie. Gdybym porównał się do nich w stosunku 1:1 to bym popadł tylko w kompleksy. A przecież porównanie ma być motywujące. Tak ja to postrzegam.
Porównywanie się do siebie jest trudne, ale mniej frustrujące niż do innych.