Wszystko, co dobre szybko się kończy. Przez ponad rok uczestniczyłem w terapii grupowej, a właściwie od marca 2019 roku do 27 lipca 2020 roku. Wcześniej uczestniczyłem przez kilka miesięcy w mitingach DDA. To dobry czas na podsumowanie i wyciągniecie odpowiednich wniosków. Zwłaszcza, że teraz muszę sobie już radzić bez wsparcia grupy i terapeutów.
Przez wiele lat mojego życia byłem w jakimś czarnym tunelu, kanale, tudzież wąwozie mentalnego zniewolenia w kwestiach natury psychologiczno-osobowościowej. Niby była tam droga, ale jawiła się jako bardzo wyboista, miała nieznane mi odgałęzienia, taka bardzo skomplikowana i trochę niejednokrotnie mi obca. Nie było w niej żadnego światła, nie wiedziałem, w którą stronę tak naprawdę iść: czy w lewo, w prawo, cofać się, a może kroczyć dalej na naprzód. Wielokrotnie błądziłem i nieraz się potknąłem, boleśnie przewróciłem, poraniłem umysł, ale wstałem i szedłem dalej. Od czasu do czasu coś mi przeszkadzało, lecz tak do końca nie wiedziałem, co dokładnie. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ale nie było mi tam dobrze. Nie miałem pojęcia czego dokładnie szukać, czego się imać i co tak naprawdę czasami mi dolega, bo niektóre sprawy naprawdę mnie irytowały w moim postępowaniu, w moim zachowaniu, w braku pewnej niezbędnej wiedzy, by lepiej funkcjonować. Wiedziałem, że do odkrycia prawdy wystarczy mały kluczyk, niewielka podpowiedź, która stanie się moim drogowskazem i wprowadzi mnie w inny wymiar, na inną drogę. Tak też się stało. Czasami potrzebujemy oświecenia, latarni na drodze, która nam rozświetli mrok niewiedzy. I rzuci nowe światło, da nową perspektywę, alternatywną drogę ku lepszemu miejscu.
Miałem to szczęście, że na mojej drodze pojawiła się właśnie taka latarnia. Stało się to w lipcu 2018 roku, a więc 2 lata temu. Latarnia nie od razu rozświetliła mi intensywnie mrok, bo moje oczy i dusza były przyzwyczajone do mroku, do spętania. Zaczęła jednak coraz mocniej świecić, a mi to zaczęło odpowiadać. Nowa, oświetlona droga sprawia mi coraz więcej radości. Nie oznacza to jednak, że jest łatwo i na niej nie ma pozostałości w postaci nieprzyjaznych korzeni, dziur czy pułapek, na których wiąż mogę polec na krótką chwilę. Zamierzam się zawsze podnosić i unikać podobnych błędów. Natomiast na samym końcu widzę światło w tunelu i podążam cały czas w tym kierunku. Droga odkrywania siebie bawi mnie najbardziej i cieszy, bo ciągle mnie pozytywnie zaskakuje. Chcę każdego dnia budować lepszą wersję siebie, a to na pewno będzie korzystniejsze, zarówno dla mnie, jak i dla mojego najbliższego otoczenia. Tak, teraz jestem na właściwej drodze, której tak długo szukałem.
Kluczową rolę odegrała terapia.
Postaram się odpowiedzieć między innymi na pytania:
Uważam, że terapię powinien odbyć każdy człowiek, który w jakiś sposób był zagrożony urazami (jak dziecko alkoholika, dziecko rozwiedzionych rodziców, itd.) albo który posiada jakieś syndromy, jest uzależniony (od alkoholu, hazardu, narkotyków) i ma tego świadomość, wtedy jest to oczywiście wskazane. Oznacza to tyle, że nie każdy z nas potrzebuje terapii. Czasami mamy chwile załamania, jakieś drobne problemy, które jednak nie wymagają interwencji terapeutycznej. Poradzimy sobie z tym w miarę łatwy sposób.
Z gotowością do podjęcia terapii jest zasadniczy problem. Trudno bowiem wyczuć, kiedy jest ten właściwy moment. Świadczy o tym choćby taka kwestia w przypadku DDA, że mamy blisko 11 milionów ludzi, dorosłej populacji w naszym kraju, z różnymi objawami i z różnym nasileniem tego syndromu, a jednak świadomość jest niewielka. Ponadto spośród tych świadomych tylko marginalna część poddaje się terapii. Tylko mały odsetek podjął jakieś kroki, aby coś w swoim życiu zmienić. Bardzo często mamy takie mylne przekonanie, że już jesteśmy gotowi, bo ktoś nam każe iść na terapię. Ktoś powiedział, że mamy problemy i warto by pójść coś z tym zrobić. Często decyzja zapada, by mieć święty spokój. Uśpić matkę, ojca, dzieci, partnera, narzeczoną. Gdy jednak dochodzi do terapii czujemy, że coś jest nie tak. Wycofujemy się z niej od razu albo po pewnym czasie. Zazwyczaj dość szybko, na samym początku. Przerywamy ją, bo tak naprawdę gotowość musi wynikać z naszego serca, z naszych przekonań i ogromnej chęci zmiany. Ja myślę, że jest taki jeden zasadniczy moment kiedy jesteśmy gotowi.
2. Kiedy zacząć terapię?
To też jest właśnie to kluczowe pytanie. Kiedy jest najlepszy moment? Dla mnie tą przełomową chwilą jest tu i teraz. Odkładanie tego na później zazwyczaj przynosi więcej problemów niż pożytku. Ale znowu “tu i teraz” jest możliwe, kiedy jesteśmy na to gotowi. A kiedy jesteśmy tak naprawdę gotowi? Ja mam taką swoją własną teorię. Być może zgodzisz się z nią, a być może nie.
W mojej ocenie taki moment, taka chwila następuje, gdy ból jest tak duży, że już nie możemy go znieść. Wtenczas, gdy sięgniemy do dna i jesteśmy w czarnej d. (d jak czeluść 😉 ).
Żebyś to lepiej zrozumiał czy zrozumiała pozwól, że posłużę się pewną analogią. Podam klasyczny przykład. Jestem przekonany, że każdy z nas bezpośrednio lub pośrednio miał do czynienia właśnie z taką sytuacją i doskonale wczuje się w ten klimat.
Pomyśl, że boli Ciebie ząb. Boisz się jednak bardzo dentysty i robisz wszystko żeby uniknąć wizyty. Odwlekasz te odwiedziny tak długo, jak to tylko możliwe i na własną rękę bierzesz jakieś środki przeciwbólowe albo po prostu udało Ci się to przeczekać. Rzeczywiście ból po jakimś czasie może minąć, na przykład po dwóch lub czterech dniach. W momencie kiedy ból mija zapominasz o tym, co działo się i normalnie funkcjonujesz. Sytuacja powtarza się jednak, co jakiś czas, ale postępujesz analogicznie do poprzedniej sytuacji i po raz kolejny sobie z tym radzisz. Ten ból przybędzie za jakiś czas ze zdwojoną siłą, dlatego że jego źródło leży wewnątrz. Nie jest to jedynie chwilowa nadwrażliwość. To coś bardzo poważnego. Dopiero, gdy ból będzie tak mocny, że nie będziesz mógł spać przez kilka dni z rzędu, nie będziesz mógł myśleć, będziesz rozdrażniony, dopiero wtedy pójdziesz do stomatologa, nawet jeżeli się go panicznie boisz. Nie będzie innego wyjścia. Gorzej już nie będzie i ty wiesz, że jest ten właściwy moment właśnie nadszedł, a maksymalny ból zmusi Cię do działania.
Podobnie będzie w przypadku terapii, gdy ból psychiczny oraz problemy będą tak duże i tak bolesne, że nie będzie już wyjścia wtenczas dopiero pójdziesz na terapię. Wcześniej będziesz robił wszystko żeby to odwlec. Znajdziesz 1000 argumentów, że nie jest aż tak źle i w sumie można poczekać, wmówisz sobie, iż wcale nie jesteś chory, nic Ci nie dolega i nie masz żadnych objawów, jakiegokolwiek syndromu.
Dopiero wtedy pójdziesz na terapię, to będzie ta gotowość. Ból nie do wytrzymania zmusi Ciebie do zmiany. Ulżenia sobie. Ja tak właśnie miałem. Znalazłem się na skraju wytrzymałości i dłużej nie było sensu siebie oszukiwać.
Ano zaczniesz ją wtedy, kiedy będziesz na to gotowy.
Terapia to tak naprawdę leczenie, lecz z leczeniem bywa różnie i stosowane są rozmaite metody. Jest wiele metod jak behawioralna czy gestalt itd. Każdy wybiera odpowiednią metodę dla siebie, choć może się zdarzyć, że tak naprawdę nie będziesz miał wpływu, bo trafisz do ośrodka, w którym realizowana jest konkretna metoda. I może Ci posłużyć. Nie bój się także eksperymentować, ani zmienić terapeuty czy też metody kiedy ona Ci właściwie nie służy. Uważam, że warto zmieniać terapeutę kiedy nie nadajecie na tej samej fali albo kiedy czujesz, że on Ci nie odpowiada i bardziej szkodzi. Nie załamuj się, bo to jest naturalne. Tak jest przecież z poszukiwaniem tego, co lubisz i co cię kręci. Zazwyczaj masz swojego ulubionego fryzjera, dentystę, masz ulubione dania albo lubisz konkretną markę ubrań, bo dokonałeś wyboru i zazwyczaj wcześniej testowałeś, by dobrać to pod siebie. Tak samo jest z terapeutą. Powalcz o siebie, nie zrażaj się od razu, poszukaj.
Ważnym elementem terapii jest pójście na wstępną konsultację czyli na rozmowę diagnozującą, w takcie której postara się dobrać odpowiednią dla Ciebie metodę, może zdiagnozuje Ciebie i podejmie się leczenia. Może terapeuta skierować ciebie też do innego specjalisty jeżeli sam nie będzie mógł sobie z Tobą poradzić. Tak też czasami bywa, że terapeuta czuje, iż sobie nie da rady z Tobą i najlepiej, gdy mówi Ci to wprost. To jest fair.
3. Jak przebiega terapia?
Terapia to głównie rozmowa, czasem bardzo bolesna, bo warto być szczerym, a później już praca nad samym sobą, gdy terapeuta wyznacza Ci pewne kierunki, a także gdy sam czujesz, że musisz coś przepracować. Najlepiej właśnie pod okiem terapeuty.
To także praca z różnymi ćwiczeniami na emocjach i uczuciach. Warto prowadzić dzienniczek uczuć, zwłaszcza na wstępnym etapie terapii, bo to doskonale pokazuje Tobie z czym się borykasz. Świetnie to widać po paru tygodniach prowadzenia, kiedy w to się wczytasz i zaczniesz dostrzegać w tym jakieś pewne schematy. Pisanie ma bardzo duże właściwości terapeutyczne i dla mnie osobiście było to bardzo wartościowe doświadczenie, a także przyniosło liczne korzyści.
Warto też sięgnąć do genogramu.
Zaufać terapeucie to klucz do sukcesu, dać jemu i sobie czas na to, aby terapia zaczęła przynosić efekty, gdyż nie są one zazwyczaj natychmiastowe. Naleciałości kilkunastu lat nie da się od tak wymazać. To tak jakbyś oczekiwał, że nadwagę 15 lub 32 kilo zrzucisz po kilku dniach diety i 5 treningach. CIERPLIWOŚCI. To jest tak naprawdę proces na wiele miesięcy i nie kończy się z chwilą terapii, trwa nadal. Nierzadko okraszony żmudną pracą, lecz dla efektu końcowego warto to zrobić. Warto to zrobić dla samego siebie, przede wszystkim.
Terapeuta dobiera metody i narzędzia. Zostaw mu to.
4. Jaka terapia jest lepsza, indywidualna czy grupowa?
To pytanie jest podchwytliwe. Nie ma w mojej ocenie jednoznaczniej odpowiedzi.
To tak jakby zapytać czy lepsza jest noc czy dzień? Albo jechać z Polski do Włoch autem lub lecieć samolotem? Wszystko zależy od nas i od naszych potrzeb oraz możliwości. Nie ma doskonałej konkluzji.
W przypadku terapii, a przynajmniej w mojej skromnej ocenie, najlepszym byłoby wykorzystanie obu tych możliwości. Każda z nich ma inną wartość i skalę uczestnictwa. Ma pewne plusy i minusy, ale to chyba nie jest zbyt odkrywcze stwierdzenie.
Osobiście zacząłem od terapii indywidualnej w nurcie Gestalt. Jednak może nie tyle sama metoda mi nie odpowiadała, co zdecydowanie terapeutka, która bardziej przypominała mi pacjenta niż osobę, która chciała i mogłaby mnie uleczyć, albowiem po godzinie leżała już na fotelu. Na twarzy jej rysowało się ogromne przerażenie, a przynajmniej ja to tak odbierałem i czułem, że nie nadajemy na tych samych falach. Jej działania praktycznie nie przynosiły efektów, stałem w miejscu i wtedy właśnie to zrozumiałem, że muszę dobrać sobie odpowiedniego i pasującego do mnie terapeutę. Przyznam szczerze, że to właśnie terapeutka zraziła mnie do terapii, choć miałem duże nadzieje, bo została mi polecona przez zaufane osoby. Im pomogła, mi nie. Do podjęcia kolejnej terapii potrzebowałem trochę czasu, aby z tego się otrząsnąć i znów podjąć kolejne wysiłki.
Na własnej skórze doświadczyłem niedopasowania się na linii pacjent-terapeuta i radzę Ci się nie zrażać taka sytuacją, a także podjąć kolejne poszukiwania, bo jest to naturalna kolej rzeczy.
W połowie 2018 roku podjąłem decyzję, że spróbuję ponownie terapii i podałem się terapeucie, zaufałem mu, zawierzyłem. On skierował mnie na terapię grupową, przekonując że będzie ona dla mnie odpowiednia. Rozpocząłem od mityngów DDA, a później już od typowej terapii grupowej i uważam, że to był trafiony pomysł, strzał w samą dziesiątkę. Już pod koniec terapii grupowej poczułem, że potrzebuję jeszcze w kilku kwestiach zakosztować terapii indywidualnej.Połączyłem je razem, dlatego uważam właśnie, że ten miks był i jest najlepszy dla mnie.
Ty sam zdecydujesz jaką wybrać lub w jakiej kolejności, z pomocą właściwego terapeuty. Terapia ma służyć Tobie. Taka prawda.
5. Jakie są wyzwania na terapii grupowej?
Po pierwsze
Najtrudniej chyba przełamać się do publicznego umówienia. To na początku bardzo paraliżuje. Przypominam sobie pierwsze moje wystąpienie na mitingu DDA, kiedy miałem zabrać głos. Oczywiście uczyniłem to, ale tylko ja wiem ile kosztowało mnie wysiłku i jak bardzo byłem zestresowany i zdenerwowany. W trakcie podsumowania grupa stwierdziła, że byłem bardzo dzielny i mimo pierwszego spotkania odważyłem się powiedzieć tak dużo. Natomiast ja już byłem gotowy na to spotkanie, bo stwierdziłem, że chcę chwycić byka za rogi i zaskoczyć syndrom. A tym samym od razu go znokautować. Nie wiedziałem tylko, że to tak długo potrwa i trochę się to przeliczyłem. Byłem przekonany, że poradzę sobie z tym w ciągu roku. Zakładanie ile potrzebujesz czasu na uzdrowienie jest błędną koncepcją. Wyciągnij z mojej podpowiedzi wniosek dla siebie. Wiedz też, że na pierwszym spotkaniu prawdopodobnie terapeuta pozwoli Ci nic nie mówić, albo bardzo krótko i ogólnie, ale naprawdę paraliż jest bardzo potężny i ogromny. Mądry terapeuta wprowadzi Cię w klimat spotkań bardzo dobrze, bo zazwyczaj grupa składa się z ludzi o różnych poziomach i część jest w stanie zabrać głos przed tobą. A to trochę zachęci do wypowiedzi. Niestety początki są trudne na swobodną wypowiedź.W miarę czasu jest coraz lepiej.
Po drugie
Terapia grupowa to spotkanie kilku osób, a więc przy ograniczonym czasie może zdarzyć się tak, że terapeuta nie poświęci Tobie odpowiedniej ilości czasu i nie wygadasz się wystarczająco. Z tym też trzeba się liczyć. Możesz pozostać po takim spotkaniu z niedosytem, więc to taki mankament, kiedy nie pracujesz sam na sam z terapeutą.
Po trzecie
Terapia to też proces zaufania. Im bardziej członkowie grupy sobie ufają tym bardziej przed sobą się otwierają i tym więcej wnosi to do Twojej terapii. Trafiłem na grupę, w której to zaufanie było bardzo duże i w trakcie omawiania genogramu było widać jak bardzo szczerze każdy do tego podchodzi. Zbudowaliśmy potężne zaufanie i podzieliliśmy się ze sobą najbardziej intymnymi i traumatycznymi przeżyciami. Nikt więcej o mnie i mojej rodzinie nie wie więcej niż ta grupa. U Ciebie może być podobnie. To naprawdę dużo wniosło do mojego życia i miałem wręcz cudowny i idealny obraz do przepracowania samego siebie. Z zaufaniem w grupie różnie bywa. Zwłaszcza jeżeli spotkasz “nieprzygotowanych” i “nieodpowiednich” ludzi, którzy gdzieś się blokują wtenczas ten proces terapeutyczny może nie do końca się udać. Dobór osób do terapii to zwykle w ogólnym uproszczeniu loteria i czasem trafiasz dobrze, a innym razem masz mniej szczęścia. W terapii indywidualnej to zaufanie jest o wiele łatwiej zbudować.
6. Co mi dała terapia w grupie?
Wartość terapii grupowej jest olbrzymia, bo przyniosła naprawdę wiele wymiernych korzyści i wprowadziła dużo dobrego do mojego życia. Zamierzam się skupić na pozytywach, lecz pozwolę sobie też na małe dygresje, które są niezmiernie istotne w odniesieniu choćby do efektów samej terapii i ich zabarwienie może być, co najmniej dwuznaczne.
To, co najcenniejszego zyskałem dzięki terapii grupowej to punkt odniesienia. Do tej pory sądziłem, że jestem sam z tym syndromem. Sam z podobnymi dolegliwościami i nikt nie przeżył czegoś tak traumatycznego i ciężkiego jak ja. Moi bracia i mama byli zbyt blisko, by nadali ton neutralności. Wiedziałem, że są inni DDA natomiast nie miałem tej skali porównawczej i to do mnie nie docierało. Dzięki terapii zrozumiałem, że inne osoby miały tak samo lub gorzej, a może lepiej. Trudno też tutaj jednoznacznie ocenić czy tak powinno się do tego tak podchodzić, bo każdy z nas miał inne doświadczenia i przeżywa to na swój sposób, ale tego zestawiania się z innymi potrzebowałem. Znalazłem swoje miejsce w grupie, w społeczeństwie i mam taki wewnętrzny spokój dzięki temu.
Zrozumiałem, że mogę indywidualnie i publicznie mówić o swoich emocjach i uczuciach. Nie muszę ich kumulować, jak czyniłem to zazwyczaj wcześniej. Nie jest to nic złego, a wręcz przeciwnie jeżeli zachowujemy należytą kulturę wobec naszych rozmówców, to jest to wskazane. Jeżeli wyrażam swoją opinię i jest to zgodne ze mną to nie mam żadnych wyrzutów sumienia jak wcześniej, gdy mówiłem lub miałem takie wrażenie, że powiedziałem coś komuś nieodpowiedniego lub za dużo. To przyniosło mi bardzo dużą ulgę. Taka możliwość jasnego wyrażania się o tym, co czuję i co przeżywam w danej chwili stała się możliwa dzięki pracy w grupie. Bez niej tego bym nie osiągnął albo zajęłoby mi to bardzo bardzo dużo czasu.
Z drugiej strony muszę też przyznać, że taką możliwością swobodnego wyrażania emocji i uczuć trochę się zachłysnąłem. Stałem się być może nad wyraz śmielszy i zbyt bezpośredni. To trochę cieszy, ale porównałbym to do wypiętrzenia gór. Kiedy nagle góry powstają i mają bardzo ostre i niedostępne wierzchołki. Nie można po takich górach chodzić, nie ma tam początkowo życia. Potrzeba trochę czasu w przyrodzie zanim nastąpi wygładzenie gór dzięki deszczowi i śniegowi oraz innym czynnikom. Podobnie jest u mnie. Potrzebuję trochę czasu żeby to właśnie wygładzić. I żeby można było, że tak powiem, po mnie i ze mną swobodniej “spacerować” jak po przychylnym szlaku górskim. Wiem, że muszę nad tym zapanować, oszlifować się. Rykoszetem dostało się bardzo wspaniałej osobie, na której mi bardzo zależało. Niestety dostrzegłem to nieco za późno. Są też inne osoby, które to odczuły, ale już mniej znaczą dla mnie.
Przekonałem się, że jako DDA nie różnimy się od innych. Mamy pięknie cechy, mamy swoje hobby. Jesteśmy bardzo dobrzy, troskliwi, wrażliwi, uczuciowi i lojalni, a także głodni oraz ciekawi życia. Spotkałem ludzi, którzy mają swoje pasje, którymi można się zachwycać i uczyć się od nich nowych rzeczy. Do tej pory myślałem, że DDA to sami nieszczęśnicy. Natomiast dzięki terapii grupowej mogłem zrozumieć, że jesteśmy tacy sami jak inni i to jest naprawdę wartość dodana. Tego bardzo potrzebowałem i na pewno jakiś kompleks z powodu DDA zniknął u mnie. Zrozumiałem dosadnie, że jako DDA nie mam się czego wstydzić, a wcześniej miałem dylematy. Już ich nie mam. Poza tym syndromy DDA i ich zmienna intensywność nie determinują całego naszego życia. Są tylko jakimś wycinkiem.
Podsumowanie terapii komplikuje moja sytuacja osobista. Ostatnie dwa lata to czas trudnego i skomplikowanego rozwodu, który trwa przy akompaniamencie zatrważającej opieszałości polskiego sądownictwa (rodem z krajów 3 świata) oraz postępującego z ogromną prędkością wypalenia zawodową pracą etatową. Sama terapia to okres na wskroś ciężki, bo rozdrapuje się rany przeszłości. W rzeczy samej terapia wystarczyłaby mi, by odczuć trudy rozliczania się z syndromami DDDA/DDD, a ja miałem i mam emocjonalny koktajl Mołotowa. Okresy irytacji i frustracji mieszały się z okresami egzaltacji i błogostanu. To powodowało, że w życiu się rzucałem, miotałem i zmieniałem zdanie. Brakło mi tej stałości w podejmowaniu decyzji jaką miałem wcześniej. Odbiło się to na kilku osobach. I to jest w tym najsmutniejsze.
Wiem jednak, że to nie przypadek, iż wszystko to skupiło się na mnie w jednym momencie. Myślę, że tak właśnie miało być. Zamknąłem bowiem wszystkie uciążliwości w jednym koszyku. A tak musiałbym to robić wieloetapowo, w odstępach czasowych. Po burzy wychodzi tęcza. Czuję, że burza zbliża się do końca, a lada chwila zobaczę te kolory barwnego życia, lepszych nadchodzących dni i lat. Teraz jest czas transformacji i wyciszenia. Czas odbudowywania pewności siebie. Mimo bólu i strat jakich doznałem cieszę się, że miałem okazję tego wszystkiego doświadczyć na raz. Zaczynam cenić drobne elementy życia, być wdzięcznym za to, co mam i kim jestem. A także odpuszczać niektóre tematy, które są mi niewygodne. Te, które ciągnęły mnie w dół i rozmyły widok na dary będące w moim zasięgu, a które utraciłem lub mogę jeszcze utracić. Niekorzystne czynniki jeszcze gdzieś z boku się pojawiają, nie chcą łatwo odejść, działają z właściwą sobie upierdliwością, ale znalazłem im miejsce w tle, nie na podium. Terapia nauczyła mnie dążenia do wybaczania i odpuszczania, choć mam mocno zakorzeniony typ bohatera i on w tym drugim przypadku nie daje mi tak łatwo o sobie zapomnieć.
To moje podsumowanie, lecz śmiało korzystaj z niego. Niech będzie bazą dla Twoich refleksji.
4 Comments
Coraz częściej zastanawiam się czy moje problemy osobiste moja zachwiana emocjonalnosc i straszna nerwica mogą mieć fundament wlasnie w byciu DDA DDD
Czy są w Polsce ośrodki leczące dda w trybie stacjonarnym?
Z tego, co mi wiadomo nie ma. Kiedyś w Warszawie-Włochy ponoć była taka możliwość, lecz już nie ma. Pytałem o to różnych terapeutów – nie słyszeli.
super wpis