Jestem pewien, że większość zapytanych osób, o cechy których nie lubi w innych, odpowiedziałoby, iż taką ułomnością jest kłamstwo. Określenie to pojawiłoby się z całą pewnością na jednym z pierwszych miejsc. Nie lubimy być okłamywani. I wydaje mi się, że jest to odruchowe. Podświadomie mamy niechęć do takich osób, które non stop kłamią i oszukują nas. Począwszy od spraw mało istotnych skończywszy na tych bardzo ważnych.
Czy kłamiemy na co dzień? Pewnie tak i nie ma osoby, która by nie skłamała. Kłamstwo dotyczy każdego człowieka. Doskonale kłamią dzieci, zwłaszcza jak chodzi o sprawy nauki, nieprawdaż?
W moim odczuciu kłamiemy najczęściej ze strachu. Przed unikaniem odpowiedzialności za własne postępowanie. Czasem powiedzenie prawdy wiąże się z konsekwencjami. I to dużymi, więc wolimy skłamać. Wybieramy mniejsze zło.
Kłamiemy czasem dla ochrony innych, zwłaszcza naszych małych dzieci. Rodziny. Pewne sytuacje budzą w nas dylematy, lecz wybieramy kłamstwo zamiast prawdy.
Wyobraź sobie takie sytuacje:
– Masz rybkę, którą kocha Twoja trzyletnia córka i w trakcie sprzątania akwarium wylejesz tą rybkę, albo w inny sposób doprowadzisz do tego, że coś jej się stanie? Zazwyczaj robisz wszystko, by uniknąć powiedzenia prawdy. Może próbujesz podmienić rybkę? Może tłumaczysz to w inny sposób. Można też powiedzieć prawdę, że przez nieuwagę po prostu wyrzuciłaś ją do zlewu i odpłynęła. Radośnie oświadczasz – córeczko – Twoja rybka jest już wolna. Wybór jest bardzo ciężki. Co wybierasz?
– wyjeżdżasz na wakacje i zostawiasz pod opieką rodziców swojego pieska, pupila całej rodziny i w tym czasie zdycha, w drugim dniu wyjazdu (przeżyłem podobną sytuację), a Twój syn za nim tęskni i nie może się doczekać powrotu i spotkania z przyjacielem. Jak postąpić? Powiedzieć mu prawdę czy skłamać, by nie zepsuć dwutygodniowych wakacji, daleko od domu, za granicą? To jest prawdziwy dylemat. Ja skłamałem. Dopiero na kilka kilometrów przed domem powiedziałem niemal całą prawdę, choć scenariusz był nieco inny od rzeczywistości. Taka potrzeba. Syn miał wtedy około 7 lub 8 lat. Wyrzuty sumienia wziąłem na siebie.
I jeszcze jeden przykład:
– kupiłeś drogie narzędzia lub kupiłaś drogie ubrania – czasem ukrywasz to przed żoną, partnerką, mężem, narzeczonym, czyż nie?
Trzeba też wiedzieć, że drobne kłamstwo jest poniekąd dopuszczalne. Tak mi się wydaje. I ma to jakieś skromne wytłumaczenie, gdy przytrafia się sporadycznie. A także wtedy kiedy drobne kłamstwo nie powoduje większych strat. Pozwoliłem sobie to zobrazować w powyższych przykładach.
Jednak generalnie, samo w sobie, jest na wskroś krzywdzące. Stosowane w sprawach istotnych i długotrwale zniekształca znacząco rzeczywistość.
Więc jak to jest z tym kłamaniem? W każdym przypadku będziemy mieli nieco inne odczucia. W zależności od nastroju, doświadczeń czy indywidualnego stosunku do kłamstwa albo konkretnej sytuacji.
Kłamstwa czasem wychodzą w dziwnych okolicznościach. Sprawdza się powiedzenie: kłamstwo ma krótkie nogi. Zachowanie w tajemnicy fałszywego sekretu wymaga czasem dużego zaangażowania. Zwłaszcza na początku. Potem „jakoś” lżej z tym kłamstwem.
Są dwa rodzaje kłamstwa. Kiedy oszukujemy innych. Na pewno nie jest to etyczne. A co z oszukiwaniem samego siebie? Czyż to nie jest pewien absurd? Moim zdaniem najczęściej oszukujemy właśnie samych siebie. Jest to bardzo smutne.
Trwanie w zgodzie z prawdą jest trudne. Życie w kłamstwie jeszcze trudniejsze. I jak tu żyć?
DDA, a kłamstwo
Cechą charakterystyczną dla Dorosłych Dzieci Alkoholików jest to, że bardzo łatwo przychodzi im kłamanie w sytuacjach, w których równie łatwo można powiedzieć prawdę.
Jest to tendencja do mówienia czegoś innego, niż rzeczywiście DDA myśli.
DDA zdarza się odruchowo, mimowolnie skłamać, mimo iż nie ma w danej chwili takiej potrzeby.
Upatrywałbym tego w dzieciństwie.
Na myśl przychodzą mi sytuacje, kiedy małe dziecko kłamie swego rodzica (alkoholika) w celu uniknięcia kary. Kłamanie ma na celu udobruchanie ojca czy matkę. Młody człowiek intuicyjnie wyczuwa, co ma powiedzieć, by załagodzić sytuację. Jeśli udaje się w większości przypadków, mówienie nieprawdy staje się nawykiem. Potem wychodzi z takim przyzwyczajeniem poza rodzinę.
Alkoholik to mistrz okłamywania i niedotrzymywania słowa. W danej sekundzie mówi dziecku/dzieciom, partnerowi czy innym osobom, to co wypada i tak doraźnie łagodzi niekorzystną okoliczność. Zazwyczaj jest w znakomitej większości bezkarny. Dziecko uczy się przez obserwacje i tak nasiąka niedobrym sposobem postępowania. Wykształca w sobie przekonanie, że kłamstwo może popłacać lub minimalizować negatywne konsekwencje. Nie dostrzega pułapki, bo o ile w rodzinnie uchodzi to bardzo często płazem, wśród obcych niekoniecznie. Bywa jednak za późno, bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym potem trąca.
Moje podejście do kłamstwa
I tu pojawia się pewien problem. Chyba sam poniekąd siebie oszukuję. Oszukiwałem. I prawdę powiedziawszy, przytrafi mi się to nie jeden raz w przyszłości. Nie zawsze, lecz od czasu do czasu to mi się przydarza. Unikam takich sytuacji. Jestem tylko człowiekiem i błądzę. W miarę jak zachowany jest zdrowy umiar jest to do przyjęcia. Gorzej, gdy pojawiają się przegięcia. Nawet mnie to wtenczas niepokoi.
Przyjąłem własną „definicję prawda – kłamstwo”. Oczywiście rozróżniam fałsz od prawdy. Jeśli wyrażam zdanie to robię wszystko, by było zgodne z prawdą. Mam jednak tendencje do tego, żeby pewne okoliczności przemilczeć lub nieco je ubarwić. Tak by miały znamiona prawdy, a jednak od niej delikatnie odbiegały lub jej nie dopowiadały. Uznaje je za mało istotne i wrzucam do koszyka zapomnienia. Takie działania są w mniejszości, ale mają miejsce. Czasem zdarza się, że po jakimś czasie, ktoś wraca do tego i wtedy pomawiany jestem o kłamanie. Dla mnie jest to bardziej zatajenie jeśli chodzi o ścisłość, aniżeli oszukiwanie. Ach ta (nie)kochana nomenklatura. Najczęściej dotyczy to moich odczuć i emocji. Wyrażanie emocji jest dla mnie czymś nowym.
Skąd się to wzięło?
Takie wywrotowe postępowanie wytworzyło kilka czynników, które sobie dopiero uświadamiam i nad którym pracuje.
Zacznijmy od uwarunkowań rodzinnych. Miały one na mnie ogromny wpływ.
W rodzinie, ze strony mamy, istniała duża zmowa milczenia. Moja mama i babcia to prawdziwe mistrzynie tajemnic.
Dzięki nim nasiąknąłem takimi frazesami:
– nic nie mów,
– cicho,cicho,
– im mniej wie, tym lepiej,
– po co mówić wszystko,
– wszystkiego nigdy się nie mówi.
W jakiś dziwny sposób słuchanie tego stało się cząstką mnie. Choć przyznam szczerze, iż nie do końca się z tym zgadzałem. A nawet niejednokrotnie buntowałem się. Opór najczęściej stosowałem wobec postępowania mamy.
Moi rodzice mieli złą komunikację. O uczuciach i emocjach niewiele się rozmawiało w naszym domu. Nie nauczyłem się rozwiązywania problemów, mówienia o nich.
Mój tata również dużo razy mnie zawiódł, skłamał i też w jakimś stopniu odbiło się to niekorzystnie na mnie.
Kolejną przyczyną są różnorodne doświadczenia. W głównej mierze z dzieciństwa, ale i te późnijże też mają znaczenie. W końcu jestem DDA i w procesie nabywania tego syndromu nastąpiło pewne skrzywienie na linii prawda – fałsz.
Również kłamstwa pojawiały się na podwórku wśród rówieśników. Dużo tego kłamu, nikczemności, niesprawiedliwość jest w szkole. Tak. Dużo tego tam jest. Za moich czasów i teraz pewnie także. Dotyczy to nauczycieli i uczniów.
W pracy – szkoda komentować.
Resumując to wszystko, można trywialnie rzecz, że życie to nieustanny wybór między tym co jest prawdą, a kłamstwem.
Generalnie wybieram prawdę. Za nią nie raz przyszło mi sporo zapłacić, lecz to już inny wątek.
Urodzony kłamca
Mam okazję znać mega kłamcę. Człowieka, który opanował do perfekcji tą sztukę. To mój młodszy brat Mariusz. Ostatnio nawet z nim to omawiałem i mam nadzieje, że czytając ten artykuł, nie dostanie zawału. Sam mi przyznał, że nie wie skąd to ma, ale już tak ma. I tym darem raczy innych od dziecka. Bajerował rodziców, mnie i drugiego brata. Tak naprawdę całe otoczenie. Zostało mu to do dziś. Nie wiem kiedy mówi prawdę, a kiedy już kłamie. Niestety. Intuicja zawodzi.
W dzieciństwie mi to nie przeszkadzało. Czasem nawet śmieszyło, jak to dzieci. Z czasem zorientowałem się, iż słowa brata trzeba traktować z dużym przymrużeniem oka. Łatwo to było dostrzec, gdy delikatnie kłamał rodziców, kolegów, a potem kłamstwa te nabierały na sile.
Jedno z większych oszustw brata pamiętam bardzo dobrze. To było dawno, dawno temu. Mariusz miał kilka lat, lecz dar bajerowania już wtedy miał mocno wypracowany.
Ni stąd ni zowąd przyniósł do domu mały samochodzik, a raczej sputnik. Urządzenie jawiło się ponad 30 lat temu jako cud elektronicznych możliwości, gdyż było sterowane silniczkiem. Mój brat od najmłodszych lat przejawiał zainteresowanie motoryzacją i wszystkim, co wiązało się z mechanizacją. Jestem pewien, że jak zobaczył ten pojazd, w pobliskim kiosku, to od razu zapragnął go mieć. Dopiął swego. Po czasie wyszło na jaw jak to kupił. Zanim jednak rodzice doszli prawdy usłyszeli liczne historie. Pamiętam tyko kilka, lecz przysięgnąć mogę, iż kilkanaście to mało.
Usprawiedliwiał to tak:
– jakiś starszy Pan dał mi to. Pamiętam, że to bardzo zaniepokoiło mamę i zaczęła dopytywać. Szybko z tego się wycofał.
– znalazłem pieniądze i kupiłem,
– znalazłem ten sputnik,
– kolega mi pożyczył tylko na parę dni,
– itd.
Po kilku dniach i różnych spektakularnych uzasadnieniach, mama odkryła, że Mariusz ją najzwyklej w świecie okradł. Nie zorientowała się na początku z kilku powodów. Pieniądze były schowane bardzo wysoko w szafie. Rodzice mieli wtedy duże oszczędności, bo zbierali na auto. Był to dość spory stos banknotów (ja też go znalazłem). To były czasy, kiedy nie było zbyt wielu produktów w sklepach i raczej oszczędności rodzice nie przeliczali skrupulatnie, każdego dnia, bo nie istniała taka potrzeba. Ufali nam i swoim zdolnościom ukrywania rzeczy.
Innym razem, Mariuszek, próbował podrobić prawo jazdy taty. Od najmłodszych lat wykazywał ogromne zainteresowanie jazdą autami. Codziennie udoskonalał warsztat i każdego dnia powstawał ulepszony falsyfikat. Oczywiście mama i tata mieli z niego pewnie ubaw, lecz jego fantazje podsycali. Pamiętam jak pytał tatę:
– Tatuś, tatuś, Mijicja zorientuje się, że to nie prawdziwe?
– Doskonałe to prawo jazdy – odpowiadał tata.
I brat szykował się do jazdy autobusem. Wkładał do zimowych butów ojca różne klocki, szmaty, by być wyższym. Doklejał wąsa z papieru. Sięgał zaledwie ponad stół. Miał jednak prawo jazdy.
– Tatuś, tatuś, a dadzą mi autobus jak pójdę do Ciebie do pracy i pokażę im, że mam prawo jazdy?
– Tak, dadzą, lecz nie dziś. Wnet – odpowiadał jak zwykle tata. Pewnie w duszy mu było do śmiechu, ale tego nie okazywał.
I tak rodził się mały kłamczuszek.
Zostając przy motoryzacji, opowiem Ci o jeszcze jednej sytuacji, która wielokrotnie się powtarzała.
Jak mówiłem Mariusz to prawdziwy miłośnik czterech kółek. A jego hobby to kupowanie aut. Ile ich miał? Duuużooo! Kupował, naprawiał i sprzedawał. Twierdził, że z zyskiem, lecz mu nie wierzę.
Najlepsza jednak była zabawa w pytania o cenę zakupionego samochodu. Za każdym razem usłyszałem inną cenę. I nie tylko ja, każdy kto pytał.
Brat ile dałeś za tego dużego Fiacika?
– 500 złotych – odpowiadał od razu.
– Słyszałem, że Kazikowi powiedziałeś rano – 550 złotych – dociekałem.
– No tak, braszka! Słuchaj! Jemu tylko tak powiedziałem, na odczepnego. Tobie mówiłem prawdę.
– No to dałeś 6 stówek, brałem go pod włos.
– No dobra powiem Ci prawdę, tylko nie mów nikomu, bo mówię ją tylko Tobie. Nie mów innym. Dałem 580 złotych. Gość chciał 650, ale miałem dobry bajer i zszedł z ceny – próbował mnie przekonać.
– To pokaż mi umowę – zagajałem Mariusza.
– Szymon, na umowie jest inna suma. Trzeba kombinować. Rozumiesz mnie? – pytał w nadziei, że odpuszczę,
– No to pokaż – naciskałem mocniej,
– To mój znajomy, to za dwa dni dostane umowę i Ci na pewno pokażę – odpowiadał.
Tak można było przegadać pół dnia i prawdy nie poznałeś. Rozmów takich odbyłem naprawdę wiele. I za każdym razem słyszałem podobne bzdury. Czasem robiłem sobie żarty z Mariusza i po kilku dniach grałem mu dalej na „ciśnieniu”. I zabawa znów się zaczynała.
– Młody, a Hary (nasz wspólny kolega) twierdzi, że za tego fiacika dałeś ponad 650 i Ciebie, ten Twój kolega oszukał – znów pytałem.
– Słuchaj. Harego to okłamałem, chciał pożyczyć ode mnie kasę, to mu powiedziałem taką sumę i że się spłukałem do zera. Hary łyknął i już mnie prosił o chwilówkę – bronił się Mariusz.
– No ale mi mówiłeś coś innego kilka dni temu – żartowałem dalej.
– No to OK. Nie byłem z Tobą w porządku. Już teraz, powiem najprawdziwsza prawdę. Trochę wtopiłem, bo dałem zaliczki 450 i jeszcze muszę dopłacić z 50 lub 60 złotych. To naprawdę tak jest. Ciebie bym brachu nie oszukał – po raz kolejny zapewniał Mariusz.
I od początku.
Na zakończenie przytoczę jeszcze inną anegdotę. I kolejny sposób na mijanie się brata z prawdą. Po co? Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia.
Zanim wyjechał do Anglii, do pracy, podjął dodatkową pracę w szpitalu. Brat jest dobrym fachowcem, złotą rączką i na początku jego zdolności robią wrażenie. Poza tym da się lubić. Dopóki nie poznasz się na nim i jego kłamaniu. To go zawsze gubiło.
Pracując w szpitalu, podobno zaprzyjaźnił się z samym dyrektorem, a przynajmniej przekonywał o tym wszystkich. Po jakimś czasie od przyjęcia do pracy przyszedł do mnie i powiedział, ze dyrektor szuka osoby do prac dodatkowych, na umowę-zlecenie i można nieźle przyrobić. Przekonał mnie niemal, że ma dla mnie tą robotę i już jest ugadany z dyrektorem.
– Brachu jest tylko jedno miejsce, dla Ciebie. Tylko dla Ciebie. Masz to jak w banku – zapewniał mnie płomiennie Mariusz.
– OK – odrzekłem na odczepnego. I już miałem mu uwierzyć, bo dodatkowe pieniądze przydałyby się, a to były ciężkie czasy jeśli chodzi o dodatkowe prace, lecz coś mi mówiło, iż to kolejny stek bzdur.
Tego samego dnia lub na drugi dzień przyszedł do mnie nasz wspólny kolega. Bardzo podekscytowany, bo Mariusz mu załatwił pracę… w szpitalu. Tym samym, co mi proponował, choć stanowisko było już inne. A jakże. I już wiedziałem, że to blef. Na tym nie koniec. Spotykam innego kolegę, ojca chrzestnego córki brata, Tomka. Również bardzo był zadowolony, bo Mariusz załatwił mu pół etatu w szpitalu jako specjalista od gazu lub miało to mieć coś wspólnego z ogrzewaniem szpitala. Już precyzyjnie nie pamiętam. W krótkim czasie mój brat załatwił trzem osobom pracę. Ma się te znajomości. Taki brat i kolega to prawdziwy diament. Nasza radość nie trwała długo, a kłamstwo wyszło na jaw i był wielki niesmak. Oj, wielki. Tomek, miał duży żal do Mariusza. I stracił do niego szacunek po tym.
Mój brat jest jak Pinokio. Tylko nos mu nie urósł.
Tak to wyglądało. Wielokrotnie próbowałem rozkminić dlaczego on tak kłamie. Przecież zarabiał i w sumie ile dał za auto, to była jego sprawa, lecz musiał mijać się z prawdą. Miał to zakodowane. Pytałem go o liczbę zakupionych samochodów i kwoty jakie za nie płacił, lecz prawdy nie usłyszałem. Padały konkretne cyfry. Łatwo jednak domyślisz się, że różne. Podobnie odbyło się z pracą w szpitalu oraz innymi drobnymi bądź wielkimi kłamstwami. Dla mnie to był swoistego rodzaju fenomen, w znaczeniu pejoratywnym. A także lekcja nauki życia.
Dopiero od niedawna znam prawdę. To skrajny przykład DDA i pewnie jakichś innych zaburzeń.
TERAZ
Czytając o cechach DDA, napotkałem temat kłamstwa. Dotknąłem znów realnie tego, co przeżywałem i doświadczałem. Powróciły przemyślenia, te bardzo odległe i te, którymi zajmowałem się całkiem niedawno. Są też bieżące refleksje, bo zagłębiając się w zagadnienia DDA pojawiają się nowe dane. Automatycznie wywołują u mnie kolejne myśli dążące do tego, by to wszystko lepiej zrozumieć. Poukładać.
Wciąż na nowo redefiniuje swoją definicję kłamstwa i prawdy. Choć precyzyjniej powinno to brzmieć – jestem bardziej świadom kiedy mówić, a kiedy nie mówić. I co mówić. I częściej dzielę się swoim zdaniem, emocjami czy przemyśleniami.
Wciąż na nowo odkrywam to zagadnienie. Mam wciąż mnóstwo pytań. I pojawiają się nowo odpowiedzi w mojej głowie.
Oceniam się jako osobę prawdomówną. Nie boję się poruszać ciężkich tematów, choć czasem trzeba się ugryźć w język.
Ostatnio wolę przemilczeć mało istotne wątki. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Od pewnego czasu borykam się z dość dużym natłokiem myśli. Poruszenie wszystkich tematów, tych najistotniejszych, jeszcze nie do końca sprecyzowanych i przeanalizowanych, których jestem pewien, jawi mi się bardziej jako fałsz niż prawda.
Doszedłem do wniosku, iż moje zdanie w danej kwestii powinno być bardziej wyważone. W ciągu ostatnich trzech lat działo się w moim życiu bardzo dużo, wkradł się nadmierny chaos. I lepiej poczekać do czasu, kiedy dana myśl mi się wyklaruje.
Czy to jest dojrzałość, odpowiedzialność, wybór prawdy?
Wydaje mi się, że tak właśnie jest. To moja ocena sytuacji. Subiektywna.