Nadmierne poczucie lojalności jest kolejną specyficzną cechą dla DDA.
Dorosłe Dzieci Alkoholików są zdolne do maksymalnej lojalności, nawet wobec osób, które na to nie zasługują.
Dorosłe Dzieci Alkoholików wiernie trwają przy podjętych kiedyś zobowiązaniach, nawet wtedy, kiedy płacą za to dużą cenę.
Lojalność to bardzo fajna cecha. To ona pozwala trwać małżeństwom, związkom czy rodzinie. Niejednokrotnie determinuje, że mogą rozwijać się firmy, bo pracownik jest lojalny zakładowi pracy. A firma dba o pracownika. Lojalność pozwala żołnierzom, w trakcie skomplikowanych operacji, przy maksymalnym zagrożeniu dla życia, realizować postawione im zadania.
To też ułomność, która może powodować wiele złego. Spójrzmy na młodzież. W szkołach, czy na podwórku. Szykanowana przez starszych kolegów jest wobec nich lojalna. Nawet jeśli młodzieniec zostanie pobity, albo okradziony z nowego i drogiego sprzętu elektronicznego albo pieniędzy, w ramach kompletnie nie zrozumiałej lojalności, nie mówi o tym nauczycielom ani swoim rodzicom. Miano „szkolnego czy podwórkowego konfidenta” jest czymś odrażającym. W grupach przestępczych, w więzieniach, poprawczakach, w wojsku (dawniej, kiedy była „fala”) to lojalność czasami sprawia, że sprawy zachodzą za daleko.
To tylko przykłady i krótka dywagacja, która pozwala lojalności zarówno występować po stronie zła, jak i dobra.
Wróćmy ponownie do lojalności DDA.
Dlaczego tak jest?
Lojalność bywa podszyta strachem, ale i pewnym przyzwyczajeniem, nabytymi wzorcami.
Dom alkoholika to kuźnia wyjątkowej lojalności. Rodzina trwa przy alkoholiku, nawet wtenczas, kiedy zdrowy rozsądek nakazuje odejście od niego. Alkoholik sprawia non stop różnorodne problemy, uprzykrza życie, nie ma z niego żadnego pożytku, a jednak. Tak zwana lojalność w tym przypadku będzie wypadkową właśnie strachu, ogromnej niepewności niż innych uczuć. Rodzi się postawa, że mimo, iż jest ciężko to dalej trwamy przy sobie. Stanowi to podwaliny pod przyszłe życie dorosłego dziecka i w konsekwencji pomaga żyć w niekorzystnym związku lub związkach. Mimo, że lepszy dla takiego dziecka byłby rozpad niekorzystnego i raniącego związku.
DDA często pozostają w przekonaniu, że zaprzyjaźnienie się z kimś lub wejście w związek jest skomplikowane i trudne, to kiedy taki ogromny wysiłek został w nawiązanie relacji włożony, to powinno być to trwałe. Ta „inwestycja” nie może pójść na marne. Jeśli zainteresował się ktoś Tobą tak bardzo, że chcę się z Tobą przyjaźnić, poświęcać właśnie Tobie swój czas i został kumplem, przyjacielem lub ukochanym, a w następstwie tego małżonkiem to masz obowiązek być z nim na zawsze. Jeśli pozwoliłeś się takiej osobie dowiedzieć się kim jesteś, odsłoniłeś się i otworzyłeś albo ta osoba sama się tego dowiedziała, w procesie poznawania i pozytywnie Cię ocenia, a w dodatku nie odtrąciła Ciebie, to już to jest wystarczającym powodem, żeby taki związek podtrzymywać, nie raz za wszelką cenę. Nie ważne jest to, że możesz być źle traktowany. Zawsze sobie można to jakoś logicznie wytłumaczyć. Źle traktował Cię ojciec alkoholik, matka alkoholiczka lub oboje (a przecież Cię kochali), to i przyjaciel, partner lub małżonek też może Ciebie tak niedobrze traktować, a Ty i tak dasz radę wytrwać. Jakoś tak dziwnie się składa, że cokolwiek zrobią lub Ci powiedzą, Ty znajdujesz każdorazowo sposób, by swoją rolę umniejszyć, a ich jakoś wytłumaczyć, usprawiedliwić w swoich oczach. To siebie uznajesz za winnego, sobie plujesz w twarz, by im było dobrze, bo nie chcesz ich stracić. W tą pętlę paranoi wpadłem i ja, w moim chorym małżeństwie, lecz mowa o tym będzie nieco dalej.
To, że siebie obwiniasz, wzmacnia w Tobie negatywną samoocenę, a jednak zarazem powoduje, iż trwasz w takim niezdrowym związku. Twoja lojalność jest jednocześnie niezrozumiała, jak i niezrównana. Jesteś twardy jak skała.
To jest dość łatwo wytłumaczalne. Choć postępowanie takie jawi się jako mało racjonalne. Wręcz masochistyczne.
Istniejący związek jest źródłem bezpieczeństwa. Jest czymś znanym, a znane jest zawsze bezpieczniejsze od nieznanego. W tym miejscu, przy tej osobie jest tak przytulnie, takie ciepełko mnie otacza – myślisz sobie. A tam, na zewnątrz z kimś innym, może być różnie. Zimno. Niekomfortowo. I mamy gotowe wytłumaczenie. Zmiana dla nas wszystkich jest dość trudna, a dla DDA nie raz bywa jeszcze trudniejsza, stąd tkwimy w tym, co jest.
Ponadto, Twoje doświadczenia wyniesione z domu sprawiają, iż nie wiesz tak naprawdę czym jest dobry i zdrowy związek. Pozostajesz w tym, co masz, nie wiedząc, że może spotkać cię coś lepszego lub innego. Znalazłeś własne rozwiązania i metody radzenia sobie. Radzisz sobie po swojemu, uznając, że jest to najlepsze rozwiązanie.
Na marginesie
Pisząc ten artykuł nie stawiam się w roli ofiary. Choć trzeba obiektywnie przyznać, ze poniekąd nią byłem. Nawet w znaczeniu podwójnym. Zarówno ofiarą zostałem przez działalność innych osób, jak i sam się katowałem. Uwarunkowania w kontekście bycia ofiarą-sprawcą jest dość częstym przypadkiem dla każdej osoby. Jesteśmy często odtwórcami tych ról jednocześnie. Sztuka to wyważyć to w umiejętny sposób, neutralizować skrajne skutki.
Ja nie chwalę się, ani nie żalę się. Opisuje fakty, a te choć są bolesne, opierają się jak najbardziej na prawdzie. Subektywno-obiektywnej, w takim stopniu w jakim da się opisać własne przeżycia i spostrzeżenia. Drogi czytelniku, droga czytelniczko zachęcam, abyś właśnie potraktował/-ła ten post jako coś obiektywnego.
Te słowa nie mają na celu nikogo obrazić. Natomiast są tu po to, by ukazać mechanizmy lojalności. Opisuję, to co czuję i jak postrzegam „lojalność”. Wierzę, że skłoni to niejedną osobę do głębokiej refleksji, w tym Ciebie. To co nam się wydaje bardzo słuszne, w naszych słowach i postępowaniu, może bardzo ranić drugą osobę, przeważnie tą najbliższą, bo ona jest najbardziej narażona na nasze bezpośrednie działania.
Myślę, że moi rodzice czy żona nie mieli tej świadomości w niektórych przypadkach. A w niektórych na pewno mogli mieć. Zwłaszcza moja żona, bo to osoba wykształcona i mająca bardzo duże doświadczenie w kontaktach z ludźmi z racji wykonywanych funkcji. Zna dużo mechanizmów psychologicznych.
Ja też w zakresie lojalności popełniłem kilka błędów. Będzie jeszcze o tym mowa w dalszej części.
Mam skomplikowany charakter i nie jestem święty. Są sprawy, z których nie jestem dumny. Mogłem irytować swoich najbliższych. Nie ma idealnych ludzi i ja na pewno taki nie jestem. Jestem zwykłym człowiekiem. Na łamach tego bloga znajdziesz wiele artykułów, które pokazują moje słabości czy nawet nikczemności. Wolałbym o nich nie pisać, lecz wtedy byłby to zabieg jednostronny, nieszczery i fałszywy. Tym razem nie piszę o tym czyli wyłącznie o sobie. Zachęcam do przeczytania innych tekstów o mnie i moim postępowaniu. Wracając do głównego wątku. Z pewnością moi rodzice czy żona opisaliby lojalność ze swojej perspektywy. Mają do tego naturalne prawo.
Mam dużą potrzebę samostanowienia i poczucia indywidualności. Dla mnie to synonim wolności. To czasem nie podoba się innym. Pamiętaj o tym wszystkim, w kontekście słów, które przeczytasz poniżej.
Definicja
Na stronie internetowej Encyklopedii PWN znalem oto taką definicję – lojalność:
1) postawa moralna polegająca na zachowaniu się wobec kogoś tak samo w jego obecności, jak i podczas jego nieobecności; dotyczy zwłaszcza osób bliskich;
2) postępowanie zgodne z przyjętymi zobowiązaniami (np. względem pracodawcy) lub istniejącym prawem; lojalność obywatelska;
3) prawość, wierność, rzetelność w stosunkach z ludźmi.
DDA określa kilka cech.
Każdy DDA, to specyficzna i jedyna w swoim rodzaju istota, toteż posiada różne cechy i objawiają się one w różnym nasileniu. Nawet w czasie jest to zmienne.
Gdybym miał wskazać jakąś konkretną cechę, która mnie mocno definiuje jako DDA, to właśnie lojalność. Mam na jej punkcie prawdziwego bzika. No cóż, taki mój urok.
Zarówno sam jestem lojalny i jak i przywiązuję to tego niesamowicie wielką uwagę, o ile nie największą. Przestrzegam w całym wymiarze bycia lojalnym. Jeśli wobec kogoś jestem lojalny to jestem i już! A gdy mi się przydarza taki brak to jestem bardzo wściekły na siebie. W związku z tym, że źle to znoszę, unikam takich sytuacji jak ognia. Jednym zdaniem: sam tego oczekuję i bardzo kiepsko znoszę nawet małe odstępstwa od bycia lojalnym wobec mnie.
Geneza mojej lojalności
Jak zwykle wróćmy do dzieciństwa. To w procesie wychowania, obserwacji zachowań rodziców połączonych z moim charakterem i własnym poglądem na świat, na to jak żyć, ukształtowała się u mnie ta cecha. LOJALNOŚĆ. Ma ona wiele składowych. A każdy chyba podchodzi do niej troszeczkę inaczej. Różne aspekty są mniej bądź bardziej ważne. Dlatego powyższa definicja jest bardzo elastyczna. Natomiast w ogólnym zawężeniu, w moim przekonaniu, oznacza taki najzwyklejszy w świecie, ludzki szacunek i uczciwość wobec drugiej osoby.
Mama
W związku z tym, że tata nadużywał alkoholu i bił mamę na pewno jej lojalność wobec mojego taty, jej męża, była ograniczona.
Jako dziecko nie zwracałem uwagi i nie byłem częstym świadkiem ich wspólnych rozmów, które dotyczyły istotnych planów rodzinnych czy wychowawczych. Albo tego nie robili lub rzadko, albo w ogóle. Natomiast wielokrotnie ze strony rodziców słyszałem wzajemne oskarżenia, że nie mogą się ze sobą dogadać i każde postępuje po swojemu. Wnioskuję, że takowe próby dogadania się były. Ich realizacja to już inna sprawa.
Nigdy nie byłem świadkiem żeby moja mama przy mnie mówiła innym, o tym jaki jest tata. O jego problemie alkoholowym i przemocowym charakterze. Natomiast w rodzinie, ze strony mamy mówiło się o tym i w sumie traktowano ojca jako pijaka. Podchodzono do taty z rezerwą, co z czasem obserwowałem coraz wyraźniej. Pewnie to o czym mama mówiła w tajemnicy, spowodowało, że tata był traktowany w rodzinie mamy nieprzychylnie, a nawet wrogo. Mama zatem musiała o tym nie jeden raz z siostrą, bratem, matką i innymi rozmawiać. Doszedłem do tego na podstawie dedukcji. Nie czyniła tego przy mnie. Przemocy i alkoholizmu nie warto ukrywać. Niemniej sądzę, że o drugim człowieku jeśli już mówimy warto mówić i w kontekście dobra i zła. I to w jego obecności. Ma wówczas prawo bronić się. Tego moja mama nie robiła.
Moja mama zachowywała pewną lojalność wobec ojca w zakresie karcenia nas. Myślę, że popełniła w tym zakresie błąd. Pomyłkę, która dawała ojcu przyzwolenie na bicie nas. Oczywiście ich pogląd na kary cielesne skrajnie się różniły. Mama mówiła żeby nas nie bił, a jeśli już musi, to wystarczy uderzyć raz ręką lub dać klapsa papuciem w pupę, a nie w inne części ciała. Taki „profilaktyczno-ostrzegawczy strzał”. Takie czasy. Myślę, że to strach i lojalność dawały jej prawo do dawania takiej furtki ojcu. Przy czym tata nie słuchał mamy i stosował bardziej brutalne sposoby wymierzania kar (a może upustu nerwów, bo nie zawsze wiedziałem, za co oberwałem).
W rodzinie mamy panowała duża zmowa milczenia. Słowa – cicho nic nie mów; lepiej nie mówić; cicho, cicho. To dźwiękowy herb rodzinny. Myślę, że właśnie tak postrzegała mama i jej najbliższa rodzina lojalność. Mama zatajała wiele faktów przed tatą, przed nami. I ten sposób milczenia był mi bliższy. To właśnie milczenie stało się głównym dla mnie synonimem lojalności.
Moi rodzice nie rozwiedli się. Żyli od kilku lat osobno. Tata stopniowo oddalał się od mamy i od nas. Pomieszkiwał coraz częściej na działce rodzinno-pracowniczej. Z czasem, gdy brat wyjechał za granicę, „opiekował się” się jego mieszkaniem. Mama z jednej strony cieszyła się, że ojca nie ma na co dzień z nią. Z drugiej czułem, że ma do niego żal, że zniszczył jej życie. Moja mama wiele razy mówiła, chyba z żalu, ze ojcu nigdy nie poda ręki, nie pomoże, gdy będzie cierpiał. Okazało się na odwrót. Ostatnie trzy lata tata ciężko chorował i po koniec życia nie wychodził z domu. Nie miał sił nawet iść po zakupy do sklepu oddalonego kilkanaście metrów od jego miejsca zamieszkania. To właśnie mama była przy nim do końca. Sprzątała, robiła zakupy, doglądała. To było ludzkie i lojalne. Tak to oceniam.
Tata
W zakresie lojalności chciałem być inny niż ojciec. Dlaczego?
Był lojalny i szczery wobec swojej rodziny. Bliżsi mu byli bracia, siostry oraz mama zwana pieszczotliwie matulą. Takie miałem przeczucie. I dawał temu dowód irracjonalnym postępowaniem, którego do dziś nie rozumiem. Irytowało to mamę i mnie.
Tata miłość i lojalność wobec rodzeństwa realizował na wiele sposobów:
– wypowiadał się lepiej o innych niż o nas. Do tego wrócę poniżej.
– tata i jego cała rodzina mieli dziwną tendencję. Zaprzeczała ona lojalności wobec samych siebie. Niezrozumiałe dla mnie było lżenie własnej rodziny. Mówili między sobą i między obcymi, że rodzina Dobików jest pokiereszowana (wstaw wulgaryzm na „p” i kończący się na „a”). To sami alkoholicy i patologia.Tak się określali. Miałem wrażenie, że wstydzili się swojego nazwiska, rodzinnego dziedzictwa. Niesamowite. Niestety spotkałem się z tym wśród innych rodzin. Nie rozumiem takiego postępowania, czemu to służy? Niczemu dobremu. To znamię odciska się niekorzystnie na wszystkich członkach rodziny.
– brał pożyczki i dawał braciom pieniądze. Nie wiem jakie to były pieniądze, ale nie małe. Mama dostawała białej gorączki, bo odejmował nam z ust i ważniejszych zakupów. Nie robił remontów, bo korzystali bracia, a on miał zablokowane kolejne pożyczki. Z tego, co kojarzę, część mu bracia oddawali, ale do większości realnie dopłacał. Kiedyś wziął dużą pożyczkę. Nakupił materiałów na pustaki, które sam zrobił, na dom. Dom miał powstać na podwórku swoich rodziców, a mieszkał od nich 300 km. Z tego, co wiem, były to zacne pieniądze. Pustaki te leżały wiele lat na podwórku babci nietknięte. Po wielu latach odkupił je brat, za bezcen. Innym razem kupił młode kury i hodował je w domu, gdy my byliśmy na wakacjach. Po powrocie do domu zastaliśmy kurnik. Smród i gdakanie piskląt. W środku Zabrza, pod koniec XX w. Zrobiłem nawet zdjęcie ojcu i do dziś mam je w albumie. To zdjęcie jest dowodem na… pomysłowość taty. Oczywiście mama kazała mu się kur pozbyć. Tata w akcie dobroci zawiózł kury do swej matuli. Tak, 300 km pociągiem. Dał je za darmo, bo to dobry synuś był. W zamian miał dostawać jajka. Niezłe jajaca, nieprawdaż?
– chyba najgorszy brak lojalności jest ten opisywany teraz. Coś, za co do taty miałem ogromny żal. Tak duży, iż nie da się go wypowiedzieć. Nie ma słów i skali, która odda ten smutek i nierozumienie dla tej postawy ojca. Nie wiem skąd się to wzięło u taty. Miał liczne rodzeństwo, ale tylko u niego i u jego siostry zaobserwowałem takie słowa, takie postępowanie. Musieli to skądś nabyć. Polegało ono na tym, że tata obmawiał (ciocia też czasami) mamę, mnie i braci. Byłem wielokrotnie świadkiem jak mówił tylko to, co najgorsze. Obdzierał niemiłosiernie największe tajemnice naszej rodziny. I tak z ogromną łatwością mówił, że ja i bracia jesteśmy generalnie do kitu. Mawiał, że mój brat nie zdał lub ma słabe oceny, że rzucił pracę. Nalatywał, że ten, a ten syn pije za dużo, pali, same negatywy. O mnie mówił, że jestem ślamazarny, powolny, taki nieudacznik, bo nic nie potrafię zrobić z prac fizycznych, tj. budowlano-mechanicznych. Uważał, że każdy chłopak powinien mieć umiejętności ogólnobudowlane. Przy mnie jednak podkreślał, o dziwo, że mam dobre oceny i to mnie ratuje. Nazywał mnie „smerkiem”, bo ponoć tak jego tata mówił na nich, gdy miał ich za fajtłapy. Podobne inklinacje miała ciocia, też potrafiła lżyć swoje dzieci. Natomiast chwalił dzieci swojego rozmówcy, cioci czy wujków i gratulował im, że udały im się dzieci. A jemu nie do końca. Każdorazowo tata kończył, że rodzina jest najważniejsza i trzeba o nią dbać. Ze nie wolno bić dzieci. Co? Co? Serio tata, nie słyszałeś, co mówisz? Skąd taki atak na swoich? Na mnie?
Tu tata i ciocia byli wyjątkami, bo reszta wujków i ciocia oraz inni członkowie rodziny bronili kuzynostwa i żony oraz mężów, nawet czasem zbytnio ich wychwalając.
Tato, czemu byłeś tak maksymalnie nielojalny wobec mnie, mamy i swoich synów? To pytanie zostaje bez odpowiedzi.
Wiesz ile razy było mi wstyd? Wiesz?
Już nigdy się nie dowiesz!
O to mam największy żal do taty. Za to obrabianie nam 4 liter.
A inni nie słyszeli, choć może nie chcieli słyszeć, co mówi tata. I często mi mówili, że tata tak tylko mówi, ale nas kocha. Ten kto kocha, nie atakuje na zewnątrz!
Dowiadywałem się nie raz, że tata nas wiele razy oczerniał. Miałem feedback. To bolało i piekło duszę.
Podobne oszczerstwa tata szerzył wśród obcych, swoich kolegów czy działkowiczy. Gdzie jeszcze, nie wiem?
Nie umiem sobie wytłumaczyć tej cechy taty. Tego, że nas tak bezczelnie oczerniał. Zamiast bronić jak lew.
Podkreślam. Nie umiem sobie wytłumaczyć tej cechy taty. Tego, że nas oczerniał. Zamiast bronić jak lew.
Może to jego sposób na wylanie żalów, swojej niemocy, bezradności, szukanie pocieszenia. On tak się starał, a my go zawiedliśmy. A może to on sobie nie radził i przerzucał swoją nieudolność, na nas. Bo przecież nad biednym trzeba się litować, a bracia, siostry i inni go pocieszali.
Tata podkreślał w rozmowach jaki to on szlachetny, pracowity, zaangażowany, rodzinny. Dawał naszej czwórce mądre rady – a tu klops – taka kiepska żona i dzieci.
Dlatego chciałem być inny niż ojciec. Nie zamierzałem iść w jego ślady. Zwłaszcza w zakresie obgadywania swoich najbliższych. Niestety taka postawa też nie jest do końca prawidłowa. Pewnie w tym zakresie lojalność trochę opacznie postrzegałem. I milczenie ograniczałem nie tylko do tego, iż nie mówiłem źle na zewnątrz o żonie, dzieciach czy innych bliskich mi osobach, lecz całościowo. Poszedłem o krok za daleko, bo na temat pejoratywnych cech nie rozmawiałem w ogóle. Głównie mam na myśli żonę, mamę i tatę.
Za to miałem i mam do dziś żal do taty. Powiedziałem, że będę inny. Będę robił na odwrót. I zawsze będę bronił rodziny. Żony, dzieci – mówiąc tylko dobrze. Wypowiadałem się o nich tylko dobrze. Zwłaszcza o żonie, uczyniłem z niej w oczach innych nieskazitelną księżniczkę.
Tata mawiał, że nie ma na sumieniu żadnego grzechu. Żadnego.
Ponoć za dobro otrzymujemy dobro.
Tymczasem…
Żona
Zrobiła dokładnie to samo, co mój tata. Zachowywała się wielokrotnie nie lojalnie wobec mnie, a to był mój najczulszy punkt. Świadomie bądź nie, bo tego do końca nie wiem, działała na rzecz rozbicia naszego małżeństwa. Takim postępowaniem raniła mnie latami. Co gorsza uważa, że jest doskonała i nie ma sobie nic do zarzucenia. Wypisz wymaluj – mój tata. Jej działanie w całokształcie sprawiło, że od niej odszedłem i jesteśmy w trakcie rozwodu
Myślę, że ona miała i ma prawo lojalność wyrażać na swój sposób. Jestem pewien, że mogła przy mnie wyrażać swoje uczucia. Mieliśmy bardzo elastyczną granicę i myślę, że mimo wszystko, szanowaliśmy się. Co nie uchroniło nas od wielu wpadek. Po obu stronach.
Być może zbytnio sobie wmawiałem tą nielojalność żony wobec mnie. Istnieje taka możliwość. Niemniej moje rozważania, obserwacja trwały latami. Jestem dużym realistą. Mam umysł analityczny i nie wyciągam pochopnych wniosków. Zanim wypowiadam się na jakiś temat, a za swoje słowa biorę pełną odpowiedzialność zarówno tu na blogu jak i na co dzień, ważę to, co mam powiedzieć. To są przemyślane wypowiedzi.
Lojalność mojej żony poddawałem ocenie na przestrzeni wielu lat. Dużo o tym rozmyślałem. Przeczytałem mnóstwo książek psychologicznych, na temat relacji międzyludzkich. A także konsultowałem jej zachowanie, m. in. z psychologami czy terapeutami. Robię wszystko, by ją także zrozumieć.
Brak lojalności z jej strony wobec mnie, a przynajmniej tej postrzeganej przeze mnie, jawił się na różne sposoby. O żonie i naszym małżeństwie będzie jeszcze wiele wszechstronnych artykułów. Ten jest pewnym sygnałem. Zapowiedzią kolejnych. Nie jeden na pewno będzie cenny z punktu widzenia samego syndromu DDA.
Oczywiście chcę zachować pewną dozę lojalności wobec mojej żony. Nie chcę opowiadać szczegółów z naszego życia. Choć kusi mnie, by wszystko wyjawić.
O relacjach dużo rozmawiam i część moich znajomych wie o moim rozwodzie. Dzielą się ze mną swoimi przeżyciami. Opowiadają, co ich spotkało.
Podobną historią, do mojej, różniącą się w kilku zasadniczych elementach, pozwolił mi przedstawić mój dobry kolega. Mój rówieśnik, którego poznałem na jednym ze szkoleń biznesowych. Jego historia, jak i moja, pokazują jak żony traktują mężów i na odwrót. W związku nie ma jednego winnego. Każda akcja ma swoją reakcję. I to jak małżeństwo (narzeczeństwo lub jakikolwiek związek dwóch osób) się układa zależy od obu stron.
Moja żona wyrządziła mi wiele krzywdy. Moje reakcje były odpowiedzią na jej traktowanie, a jej na moje. Musiałbym napisać mnóstwo gorzkich słów na jej temat. Ona zapewne też mogłaby to opisać, ukazując w swej wypowiedzi wiele urazy do mnie.
A oto historia Adama, który wyraził zgodę na udostępnienie prawdziwego imienia.
Dodatkowo, opisując jego życiowe doświadczenia, pozostałem przy formie pierwszoosobowej. Dla wzmocnienia przekazu. Być może Ty lub nie jeden czytelnik odnajdzie w nim, o dziwo i o zgrozo podobne sytuacje, z którymi sam się boryka lub borykał.
Adam:
Moja była żona nie potrafiła określić źródła mojego zachowania. Znaliśmy się od 1996 roku. Do 2017 roku nie miałem pojęcia, że jestem DDA. A przynajmniej nie było to powiedziane na głos. Odkryłem to sam, gdy czytałem w internecie o moim ojcu alkoholiku. Natknąłem się na określenie Dorosłe Dzieci Alkoholików. Podzieliłem się tym odkryciem z moją żoną.
Brak lojalności to w rzeczy samej nie jedyny powód odejścia od żony i ostatecznego rozwodu. Jednakże stanowi wisienkę na torcie. Przelał szalę mojej goryczy.
Moja była żona ma określenie na moje zachowanie. Przylepiła mi łatkę nerwusa i „popapranego emocjonalnie”. I wciąż ich używa. Te dwa określenia nie zostały w naszym małżeństwie. Tak prezentowała mnie przed wieloma osobami. Każdy mój wybryk był przez nią propagowany wśród najbliższej rodziny i „przyjaciół”. Myślę, że takie niezdrowe relacje rozbiły nie jedno fajne małżeństwo czy związek. Moje rozbiły przyjaciółki żony skutecznie przekabacając ją na swoją stronę. Ważny był też charakter byłej i jej postępowanie. Przyjaciółki mocno się przyczynił, lecz jej brak lojalności był wszechstronny.
Łatki zostały przyklejone. Nerwus czy popapraniec emocjonalny spokojnie zastępowały wśród niektórych osób moje imię. Nawet nasze córki mówiły o mnie – tata to taki nerwus.
Tak więc moje cechy czy też niektóre zachowania były omawiane z przyjaciółmi. A potem tak mnie postrzegali. I zaczęli atakować.
Wielokrotnie słyszałem od żony, ze jej znajomi i przyjaciele mnie atakowali. A ona mnie „musiała” bronić. Gdyby sama nie rozpowiadała o mnie różnych rzeczy, jestem pewien, nikt nie musiałby mnie atakować. Oczywiście chciałem wiedzieć, za co mnie atakują i kto. Mógłbym się do tego ustosunkować, a być może nawet uniknąć wielu błędów w różnych dziedzinach. Zawsze cenię mądre rady. Nawet jeśli są bolesne. Jestem pewien, że omówione wtenczas „ataki” mogły zostać załatwione „tam i wtedy”. I być może nie byłoby potrzeby mnie atakować, a tak? Ostateczny efekt jest odczuwalny w postaci rozwodu. Gdy pytałem kto taki mnie atakuje? Odpowiadała zdawkowo – wszyscy.
Podobnie mówiła, że jej rozmówcy już dawno by z takim mężem nie byli. I by od takiej osoby, jak ja – odeszli. Dlaczego i za co? Hmm… Dopytywałem kto taki? Odpowiadała zdawkowo – wszyscy.
Miałem swoje marzenia (być może niektóre zbyt wygórowane), dość mocno zaangażowałem się w rozwój osobisty oraz rozwój swojego „motoryzacyjnego imperium”. Nasze rozmowy i poziom mentalny poróżnił się, przestałem unikać imprez z alkoholem. To i inne jeszcze elementy, nie były na rękę żonie i jej „przyjaciołom” (choć poznali tak naprawdę tylko dwa marzenia). Wiele razy od żony usłyszałem, że mam zejść na ziemię. Twoje marzenia są śmieszne – . I tak oświecała mnie:
Wszyscy się z Ciebie śmieją Adaś – ripostowała nie jeden raz, nie dwa, nie trzy.
– Kto? – zapytałem.
– Wszyscy – odrzekła jak zwykle.
I na koniec, tuż przed wyprowadzką, usłyszałem wykrzyczane zdanie:
„Ty jesteś śmieszny z tymi swoimi marzeniami. Ty nic, NIGDY nie osiągniesz. Jesteś nieudacznikiem. Wszyscy z Ciebie się śmieją. WSZYYYYYSCY!”
Postawa godna wspierającej żony. Takiej, która wierzy w męża i pragnie z nim dzielić swoje dalsze życie?
Zostawiam bez odpowiedzi.
Uważam, że mieliśmy i mamy dobre prace i nasze zarobki, może nie były jakieś wygórowane, lecz kształtowały się na przyzwoitym poziomie.
Ostatecznie moja żona miała w ostatnich dniach naszego pożycia 3 źródła dochodu dochodu, ja 2. Dodatkowo mieliśmy jeszcze pieniądze z wynajmu naszego drugiego mieszkania, kupionego dla starszej córki. Pieniądze płynęły strumieniami. Nie dużymi, ale jednak.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nienasycenie wzrasta.
Moja żona była osobą raczej skromną. Nie była rozrzutna. Jest pewnie nadal gospodarna. Tego jej nie mogę zarzucić. Niemniej to nie wyklucza oszczędzania tylko na jej przyjemności.
Natomiast na imprezy ze znajomymi i podróże – da wszystko. To są pozytywne hobby. Niestety muszę przyznać, że nie raz jej to wypominałem, w odezwie na jej słowa o mnie. Nie jest to może taktowne, lecz czasem miałem dość pomówień. A tak mogłem się jakoś odgryźć i ulżyć złości.
Ja mam negatywne hobby. Lubię kupować różne narzędzia głównie do prac domowych, warsztatu samochodowego i trochę elektroniki. Motoryzacja i rozwój mojej firmy to moja pasja i przyszłość. W końcu od początku 1996 roku życia pracuje nieprzerwanie. Chyba mogę kupić, coś co uważam za potrzebne. Chyba, że się mylę? To też możliwa opcja. Wyliczyłem, że kosztowało mnie to do tej pory jednoroczny zarobek netto z podstawowego źródła utrzymania. Narzędzia i sprzęt mam do tej pory. Są naszym wspólnym majątkiem. Narzędzia, głównie motoryzacyjne i budowlane zwróciły się nam co najmniej trzy krotnie, bo remonty robię sam. Sam naprawiam nasze auta.
Nie jest to zbyt dużym obciążeniem dla naszego budżetu. Przynajmniej tak wynika z moich obliczeń, bo od wielu lat prowadzę budżet domowy i wydatki zapisuje w excelu.
Ślubna i ja znaleźliśmy dodatkowe prace.
Moja opinia jest następująca: po co? po to, by nam się żyło lepiej.
W mojej ocenie żona podjęła dodatkowe prace, by mogła zmniejszyć kompleks wobec lepiej sytuowanych przyjaciół. Mogła organizować więcej imprez i w końcu zacząć podróże po świecie, bo podróże kształcą. Podróże stały się sensem jej życia. Cóż słowa przyjaciół mają siłę. Wcześniej tak o podróżach nie myślała lub tego tak nie eksponowała, trudno mi podać prawdziwą przyczynę. Namowy z zewnątrz w sprawie wojaży stały się bardzo istotnym czynnikiem. Ja też lubię podróże. Kiedy mnie na nie stać z chęcią jeżdżę. Moim mottem był zakup mieszkań dla córek i zabezpieczenie ich przyszłości. Kolizja interesów. Moim zdaniem można było to śmiało połączyć, lecz wtenczas doskonały plan żony nie byłby realizowany. A on był ważniejszy niż mój scenariusz i nasze przyszłe, wspólne dobro.
Czy podejście mojej żony było złe? Nie, jest jak najbardziej właściwe. Po to pracowaliśmy, by na przyjemności mieć środki. To jest fair, to jest zrozumiałe.
Moja żona natomiast głosiła wszem i wobec, że poszła do dodatkowych prac, bo nie mamy co jeść.
Bo ja tylko kupuję różne rzeczy i gdyby nie ona to byłby dramat. Nic byśmy nie mieli. NIC. Ani nowych ubrań, ani podróży. Ona tak ciężko pracuje, a ja – popapraniec emocjonalny – wydaję wszystko.
Tak uprawiana martyrologia, „Jam jest 44 i za miliony cierpię” – dały owoce. Jej przyjaciele i rodzina litowały się nad nią, a ja stałem się tym złym. Tym, kogo trzeba się w mniej bądź bardziej wyrafinowany pozbyć.
Wiedziałem, że o tym mówi. I jestem przez to źle odbierany. Mam pewną intuicję i dało się to odczuć. Miedzy wierszami można dużo przeczytać. Jasno mi nikt tego nie zarzucił z przyjaciół i rodziny. Do pewnego momentu.
Moje ostanie spotkanie ze szwagierką Celiną to zmieniło. A skoro szwagierka to głosi, to pewnie i inni też.
Jej pierwsze słowa to ewidentny atak. Wykrzyczała od razu:
„Przez Ciebie moja siostra musi tyle pracować, nie ma swojego życia, bo Ty wydajesz wszystko na narzędzia. Gdyby nie ona nie mielibyście, co do garnka włożyć”.
Wow. Grubo. Szczęka mi opadła. Zrobiło mi się naprawdę przykro. To potężna kalumnia jaką rozpowszechniła żona. Moje przypuszczenia stały się namacalne.
Niestety. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Małżonka robiąc z siebie ofiarę, ze mnie zrobiła złoczyńcę. W rodzinie i wśród obcych, nie tylko tych najbliższych przyjaciół. O sobie gada tylko dobrze.
Mam zrobione wyliczenia. Ile wydałem pieniędzy i jak to wyglądało procentowo.
Cóż ocena może być zaskakująca. Zwłaszcza dla mojej szwagierki i innych, a także samej żony. Sadzę, że nie chcą tych wyliczeń ujrzeć, bo powiedziałem, szwagierce, iż zrobię takowe wyliczenia. Zapadła cisza.
Ten argument jakoś szybko zniknął. A miał być ważkim dowodem na rozwodzie. Szwagierka o tym nic już nie wspomina, nawet na rozprawie sądowej zamilkła.
Nie atakuje tu moich znajomych, „przyjaciół” żony, jej rodziny. Tych ludzi lubiłem i byłem z tych wieloletnich relacji dumny.
Moja żona jednak to im jest wierna, lojalna. W końcu zna je od podstawówki. A mnie krócej.
W końcu lojalna żona powiedziała mi prawdę ile znaczę w jej życiu. Usłyszałem takie oto zdanie:
– „Bardziej ufam moim przyjaciołom niż Tobie. Oni nigdy mnie nie opuścili”.
Czyżby?
To były zdania, które zapamiętam do końca życia. To one kołaczą mi się do dziś w uszach. To jedne z tych słów, które zdumiewają. Tego nikt chyba nie chce usłyszeć. I to od kogo – od żony!
Czy po takich słowach, biorąc pod uwagę całokształt, jest się zdziwionym, że mąż odchodzi?
I nastąpił rozwód.
Odpowiedź nie jest oczywista. Zdania będą podzielone. Ja sam mam duży dylemat, czy moje postępowanie jest, było i będzie właściwe w zakresie lojalności. Opowiadam Ci tą historię na bloga po długim namyślę
Konkludując – zatem mogłem chyba wywnioskować po czynach żony, że:
– takich rozmów było wiele, wśród różnych osób – generalnie wśród wszystkich, bo wszyscy – to wszyscy,
– to żona była inicjatorką takich rozmów,
– wyrażała się raczej niepochlebnie, za plecami,
– wyciągała brudy (czasem pewnie przesadzone i jednostronne czyli tylko te słuszne z jej punktu widzenia),
– przyjaciele to nie byli przyjaciele,
– żona sugerowała mi, bym odszedł (bo gdyby chciała być dalej wskazałby te osoby i konkretne problemy, szukała rozwiązań w porozumieniu ze mną),
– jestem nieudacznikiem, nikim, pajacem i palantem,
– przestała mnie dawno temu KOCHAĆ (co zresztą napisała w jednym z ostatnich listów, już po mojej wyprowadzce, a jeszcze przed rozwodem).
Efekt jest, jaki jest. Nie wziął się z chwili, z dwóch dni czy nawet z miesiąca. To efekt, na który pracowaliśmy wiele lat. Wspólnie, nie osobno. Choć nasze intencje, czyny z całą pewnością się nieco różniły.
Czy nasz przypadek jest odosobniony?
Czyż bywamy nielojalni wobec rodziny – dzieci, żony, męża, rodziców, rodzeństwa długoletniej narzeczonej albo znajomych lub przyjaciół?
Każdy ma swój scenariusz życiowej ścieżki lojalności.
To moja historia.
Twoja lub Twoich znajomych może być nieco inna, lecz czyż nie może mieć podobnego finału?
W końcu wziąłem rozwód.
Lojalność – wywód w stronę każdego związku, a w moim przypadku byłej żony.
Kiedyś czytałem jak ktoś postrzega lojalność. Dużo czytam w internecie. Książek też dużo. Nie pamiętam, gdzie to przeczytałem. Na pewno w internecie, lecz nie pamiętam źródła i autora. Na pewno był to jakiś portal o relacjach. Po rozwodzie miałem czas na zadumę. Te przemyślenia były fajne i pozwolę sobie je, w pewnym zmienionym tonie, zaprezentować. Poniższe przemyślenia są mi bliskie. Trochę w swoim podejściu też muszę zmienić.
Lojalność to mówienie wprost i na bieżąco, o tym co się dzieje…
Czyli o tym, co czujemy, co myślimy, czego chcemy, potrzebujemy i o co mamy pretensje. Zatajanie prowadzi do nagromadzenia niepotrzebnych żali, frustracji, rozgoryczenia, a to działa przeciwko relacji, nie na jej rzecz.
Ja: Dlatego uważam to za element braku lojalności. I tu byłem bardzo nielojalny wobec żony. W tym zakresie lepiej jej wychodziło, bynajmniej do pewnego czasu. Myśląc, że ją chronię, nie mówiąc jej o moich prawdziwych uczuciach, dziś wiem, ze złamałem zasadę lojalności. Źle ją, tak naprawdę w tym konkretnym kontekście, postrzegając.
Lojalność to załatwianie „naszych spraw” między nami
Nie można zamiatać pod dywan, ukrywać, udawać, że nic się nie stało. Należy mierzyć się z tym, co jest. Ważne, aby załatwiać wspólne sprawy między sobą, a nie w gronie przyjaciół, rodziny. Wyprowadzanie spraw dotyczących związku poza związek, powinno być dokładnie przemyślane. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że potrzebujesz się poradzić, zwierzyć, ale musisz zachować dyplomację i ostrożność.
Jak byś się czuł, gdyby druga strona rozmawiała o tym z matką, przyjacielem? Nie twierdzę, że rozmawianie o związku z przyjaciółmi jest zbrodnią. Twierdzę, że po pierwsze – warto przemyśleć czy to jest konieczne, po drugie – jeśli już, to należy mówić o sobie, o swoich przeżyciach, a nie nagadywać na partnera, po trzecie – robić to zawsze z myślą o was. Są też na pewno takie kwestie, które są waszą tajemnicą, sekretem, czymś bardzo intymnym. Te zostają tylko między wami.
Ja: Tego mojej żonie zbrakło na całej linii naszego małżeńskiego frontu. To jest czynnik, który mnie od niej oddalił. Spowodował wewnętrzne zniszczenia, w umyśle i w sercu, zrobił lej jak po bombie, którego nie dało się zabliźnić. Obrobiłaś mnie tyle razy za plecami, tak perfidnie, bez skrupułów, a potem oczekiwałaś ode nie zrozumienia żono? Jakbyś czuła się na moim miejscu przez kilka lat? No jak? Pytam się Ciebie!
Po co ci był ten rozwód?
Na pewno w pewnym momencie sam się zbytnio nakręciłem. Nie zniosłem tego, że była przeciw mnie. I to jest główny powodów odejścia od żony. Ten wszechogarniający, może rzeczywiście trochę wydumany, brak lojalności. Z tym sobie nie poradziłem. Ty – żono też, lecz to wypierasz.
Rozwiązaniem mogła być terapia małżeńska, lecz byłem jej kiedyś przeciwny. To właśnie ten wycinek lojalności kazał mi to załatwiać bez udziału osób trzecich. Dziś wiem, że czasem to właśnie specjaliści mogą nam pomóc. I jestem zwolennikiem terapii małżeńskiej, terapii par.
Lojalność to uznanie, że uczucia partnera są dla mnie ważne
W związku z tym myślę o emocjach partnera, pytam o nie i je uwzględniam, kiedy coś mówię, robię, planuję. Ponieważ uczucia partnera są dla mnie istotne, nie krzywdzę, nie ranię, nie ośmieszam.
Ja: Daliśmy ciała, we dwóje. Jako małżeństwo nie realizowaliśmy tej wskazówki. Oj ośmieszałaś mnie wiele razy. To delikatne słowo.
Lojalność to także uznanie, że kiedy się z kimś wiążę, jestem z tą osobą w pewnej współzależności
Oznacza ona, np. to, że uwzględniam mojego partnera w swoim życiu. Nie mam na myśli uzależniania swoich wyborów od drugiej osoby, ale to, że podejmując decyzję, muszę się liczyć z jej zdaniem.
Ja: czasem bywało różnie. Z obu stron. Od kilku lat czułem się, że ta zależność była jednostronna. Zawsze na wierzchu wybór żony, który był tym jedynym i najlepszym.
Lojalność to odpowiedzialność za decyzje
Jeśli decyduję się na związek, to coś to oznacza, choćby właśnie uwzględnianie partnera w podejmowaniu decyzji. Żyjąc z kimś, musimy czasami z czegoś rezygnować, robić to, na co nie mamy ochoty. Należy pamiętać, że nie zawsze będzie jak w bajce, że będą momenty trudniejsze.
Ja: Długo starałem się rezygnować z mojego „ja” dla Niej. Swoje niemal doszczętnie zniszczyłem, a teraz jest czas trudnego odbudowywania własnej świadomości. Moje decyzje były zawsze na końcu. A zakup jakiejś rzeczy był potajemny lub miesiącami musiałem prosić o pozwolenie na zakup. Na imprezy do przyjaciół, na spontaniczną kawę była szybka decyzja. I nawet jak ja lub dzieci nie mieliśmy ochoty, to trzeba było jechać, bo trzeba się „pokazać”. Pancia tak kazała, cóż począć?
Nie oczekiwałem życia jak z cudownej romantycznej komedii, choć czasem takich częstszych chwil mi brakowało przy żonie. Czasem pękałem i ostatecznie rozsypałem się.
Lojalność to działanie na rzecz związku, a nie przeciwko niemu
W relacji z drugą osobą są trzy istotne elementy: ja, mój partner i to, co tworzymy ze sobą, czyli właśnie nasza relacja. Jak często myślimy w związku jedynie o sobie albo głównie o partnerze, a jak sporadycznie nasza uwaga kieruje się na to, co tworzymy wspólnie – na związek i jego dobro? Zamiast koncentrować się na tym, co ja będę z tego miał lub co z tego będzie miała druga osoba, zadaj sobie pytanie: czy wasz związek na tym skorzysta? Jeśli postępujesz w ten sposób, jesteś lojalny.
Ja. Do czasu tak było. A potem…potem wybraliśmy z żoną różne drogi. Ona wybrała lojalność obcych i wobec obcych.
Lojalność to dotrzymywanie obietnic, słów, umów
Obiecujesz coś, umawiasz się na coś? Wywiązuj się! Kiedy nie możesz, weź za to odpowiedzialność, przeproś.
Ja: Rozumiem swój błąd. Biorę odpowiedzialność. Zapłacę za swoje uczynki. Wstydzę się haniebnych poczynań. Przepraszam.
Moja żona: Napiszę tak, bez kpiny i sarkazmu. Jest doskonała. Ten punkt jej nie dotyczy.
Lojalność to traktowanie partnera jak osobę dorosłą
To oznacza, że nie chronimy partnera przed tym, z czym ma on obowiązek sobie poradzić. Żeby była jasność – uczucia partnera są ważne, nie wystawiamy ich niepotrzebnie na próbę, nie mamy intencji ranienia. Jednak nie chronimy partnera przed przeżywaniem, trudnościami, które są nie do uniknięcia. Są związki, w których jeden z partnerów o niczym nie mówi, żeby nie martwić drugiej strony. Taka postawa świadczy w gruncie rzeczy o tym, że nie traktujemy partnera poważnie – mamy o nim zdanie, że jest słaby, że sobie nie poradzi.
Ja: Gdybym to wiedział wcześniej…ech.
Natomiast jestem w dużej niezgodzie z poniższym zdaniem autora (który zapewne ma racje):
Są związki, w których jeden z partnerów o niczym nie mówi, żeby nie martwić drugiej strony. Taka postawa świadczy w gruncie rzeczy o tym, że nie traktujemy partnera poważnie – mamy o nim zdanie, że jest słaby, że sobie nie poradzi.
Ja: Uważałem, że moją żonę traktowałem poważnie i jestem pewien, nie tyko że była, ale jest silna. Uznałem, że część rzeczy jako facet, mąż muszę wziąć na swoje barki. Nie umniejszając jej zalet. Dlatego ta postawa w mojej ocenie ma rację bytu, gdy wierzę w swoją zonę, partnerkę, narzeczoną, że ma w sobie takie możliwości i siłę, które pozwolą jej pokonać każdą przeszkodę.
Wydaje mi się, że te skrajne podejścia są bardzo intencjonalne. I to od tego jak my to postrzegamy, tak postępujemy. Prezentuje te dwa odmienne punkty widzenia, bo lojalność to różne punkty widzenia na jedną sprawę. Oba te punkty widzenia są prawdzie. Którą wybrać? I bądź tu mądry człowieku.
Lojalność to mówienie wprost i na bieżąco, o tym co się dzieje…
Czyli o tym, co czujemy, co myślimy, czego chcemy, potrzebujemy i o co mamy pretensje. Zatajanie prowadzi do nagromadzenia niepotrzebnych żali, frustracji, rozgoryczenia, a to działa przeciwko relacji, nie na jej rzecz.
Ja: Dlatego uważam to za element braku lojalności. To ważne mówić na bieżąco o tym, co nas nurtuje. A ja wiele razy nie mówiłem, bo uznawałem, że zranię żonę.
Lojalność to decyzja, że nasza relacja jest naszą relacją
I że w pewnym momencie życia staje się ważniejszą, niż np. rodzina. Omawianie wszystkiego z matką, podejmowanie decyzji dotyczących mnie i partnera z rodzicami, świadczy o braku lojalności.
Ja: Cóż teściowa trochę mieszała…tak sobie tylko przypuszczam.
Lojalność to ustalenie wspólnych granic, a potem ich przestrzeganie
Ma to pewien związek z uzgodnieniem definicji lojalności w naszym związku. Ustanowienie granic dotyczy tego, co jest naszą tajemnicą, zdradą, brakiem wierności, gdzie mieszczą się dla nas granice zaufania, na co nie mamy zgody itp.
Ja: My nie ustaliliśmy chyba kilku istotnych granic…
Lojalność bezwzględnie wyklucza manipulowanie
Moja żona była mistrzynią manipulacji. Potrafi tak wszystko nakierować, że masz wrażenie, iż to coś normalnego. Tak zakręci, tak zamiesza, że się pogubisz i przyznajesz rację. Ta jej racja jest najlepsza. Oczywiście ja to wiedziałem, ale żeby nie zaogniać zwykle odpuszczałem. Natomiast jak ktoś nie miał podobnych poglądów lub nie ulegał jej manipulacjom był odtrącany. Był wrogiem i szybko się takiego człowieka pozbywała. Poza tym jak ktoś nie zna szczegółów to da się nabrać, bo jest kompetentnie wiarygodna. Sąd cywilny też można nabrać i zmanipulować.
Mnie też odtrąciła, a wcześniej manipulowała.
Przykładów jet multum:
– zakup farb, tapet, mebli. To jest klasyka. To, co mi się podobało, było fuj, be, lipa. I tak kręciła, chodziła po sklepie, przeciągała zakupy, że ostatecznie kupowała to, co chciała. Moje zdanie nie miało znaczenia. Na końcu jeszcze dostałem zarzut, ze nie wykazywałem nigdy inicjatywy. I to też była manipulacja w manipulacji. Aż czułem się winny. W pewnym momencie w domu wszystko było po jej myśli, aż czułem się w nim obco. Dopiero po wielu latach udało mi się w tej dziedzinie wywalczyć pewna swobodę.
– podobnie z wakacjami. Tam tylko gdzie jej wybór padał, bo był jedynie słuszny.
– podany powód powyżej z zarobkami,
– traktowanie dzieci – tylko jej metody wychowawcze są najlepsze. Ostatnio nawet powiedziała mi, że syn przejął po mnie tylko najgorsze cechy. I jest to wina moich genów. To nie żart. Gdyby mogła genetykę, by też zmanipulowała.
– jestem pewien, że manipulowała i manipuluje swoimi przyjaciółkami, tym co im mówi, by realizować swoje cele. Schlebia im, a oni są łasi na fałszywe komplementy. Kółko wzajemnej adoracji.
Szymon wiem doskonale, co przeszedłeś. Nasze historie są takie… i bolesne.
Mam nadzieję, że komuś pomogę. Dziękuję, że mogłem się wygadać na Twoim blogu. Mimo wielu miesięcy po rozwodzie mam żal do byłej małżonki. Czuje się przez nią oszukany i wykorzystany.
Dzięki Szymon.
Tu kończy się opowiadanie Adama.
Adam rozwiódł się dwa lata temu. Ja jestem w trakcie. Historia Adasia jest bardzo pouczająca. Asymiluję się z jego bólem. Wiem, co przeżył, bo miałem podobnie. To znaczy gorzej, lecz to już moja historia. Musiałbym być taki sam perfidny jak moja żona, by opisać to, co ona robiła za moimi plecami.
Na koniec
Lojalność jawi się jako cecha na wskroś szlachetna. To prawda. Natomiast druga strona medalu jest taka, że ma ona też liczne pułapki. Jej przestrzeganie jest prawdziwym wyzwaniem.
Pewnie ja, mój tata, moja mama, moja żona wpadliśmy w sidła swoiście postrzeganej lojalności.
I trzeba zapłacić za to pewne koszta, głównie emocjonalne. Ja płacę, bo moja żona, jak nie myli mnie domniemanie, bawi się cudownie. W rozmowach podkreśla swoją niewinność. W końcu osiągnęła zaplanowany cel i mnie się pozbyła.
Choć jest jakaś ogólnie przyjęta definicja lojalności każdy z nas ma prawo do własnego jej postrzegania. Nie powinna ona jednak ranić innych.
Opisałem swoje przemyślenia i przeżycia. Podzieliłem się historią Adama, bo jest mi niezmiernie bliska. Czasem możesz mieć wrażenie, iż pisze o Tobie lub o tym, co już słyszałeś od innych. Może przeczytałeś w książce lub oglądałeś film, gdzie poruszono podobne wątki. Czasem nie pokryje się to z Twoimi doświadczeniami i jest to jak najbardziej prawidłowe. Życie jest wielowymiarowe.
Specjalnie używałem w opowiadaniu Adama narracji bezpośredniej do żony. Czułem się jakby mówił o moim małżeństwie. Ja to czułem. Chciałem i abyś poczuł/-ła, co czuję. I co czuł Adam. Chciałem też wywołać jeszcze jeden efekt. Byś czytając to, podświadomie sam sobie zdawał pytania, jeśli pozostajesz w związku – czy Ty i Twój partner jesteście sobie równi, szanujecie swoje potrzeby, prawo do samostanowienia i samorealizacji, szacunku, oddania, wierności, itd.? Każdy z nas może stać się takim Adamem. I mną.
Czy mi ten zabieg udał się, nie wiem? Ty to ocenisz.
Jeśli mi się udał to fajnie, bo przeczytanie z refleksją będzie miało głębszy wydźwięk. A jeśli nie też świetnie, bo dotrwałeś do tego miejsca.
Wierzę jednak, że wyciągniesz z tego artykułu jakieś lekcje.
Może odpuścisz pewne tematy. Może inne wdrożysz. A może jest dobrze i jesteś na właściwej ścieżce!
Życzę Ci, żeby lojalność nie stanęła na przeszkodzie Twojemu szczęściu. Dawała Ci kawałek wolności, ale i także Twoim bliskim. Musicie dawać ją sobie nawzajem. Ty, jak i oni, macie prawo, do swojego postrzegania lojalności. A także innych praw. I dopóki ta granica jest rozsądna, nie wkracza agresywnie na Twój teren, da się z tym żyć.
Będąc lojalnym nie krzywdź. Siebie i innych.
Pewnie gdybym wiedział tyle o lojalności, to co teraz wiem, byłbym w innym miejscu. Wiedza to za mało, ważniejsze są wdrożenia.
Cennych przemyśleń. Owocnych zastosowań.
Myślę, że choć jest to bardzo osobisty wpis, zdołałem ukazać bardzo obszernie i obiektywnie pogląd na lojalność DDA/DDD.
Musiałem przełamać w sobie tą granicę lojalności. Wypowiedzieć się przeciw najbliższym, co jet ogromnie, ogromnie trudne. Pewien niesmak pozostaje.
Pisząc zadawałem sobie pytania:
Jestem pewien, że tej prawdy pewnie się boją. Ponoć wszyscy chcemy, by mówiono nam prawdę, nawet tą bolesną, ale gdy ona ujrzy światło dzienne jakoś źle to znosimy.
Zdecydowałem się opisać prawdę. Na tyle dyplomatycznie ile się da, by nie była odbierana jako niesmaczna, jako akt mściwość.
Prawda o żonie, jej prawdziwie nikczemnym postępowaniu, pewnie miałaby finał w sądzie cywilnym. I tak padły mocne słowa (prawdziwe) przeciw niej, mnie, moim rodzicom i kilku osobom.
Moja lojalność kosztowała mnie dużo. Napisanie tego artykułu jeszcze więcej. Być może moje poświęcenie nie pójdzie na marne.
Życzę Tobie oddanych i lojalnych osób wokół Ciebie. Sam też taki bądź.
Dziękuję Adamowi za akt odwagi i Tobie za przeczytanie całości.
3 Comments
Dziękuję Ci Szymonie za ten wpis i każdy kolejny bo jest mi bardzo bliski. Wreszcie wiem jak wytłumaczyć mojej psychoterapeutce co miałam na myśli mówiąc” Kiedy ten facet poprosił mnie o bycie razem, zaproponował i wyznał mi miłość, ja poczułam dużo lęku ale i chęci. To pierwsze przeważyło niestety i bycie w związku porównałam to trochę do umowy o pracę na czas nieokreślony – to coś takiego z czego nigdy w życiu nie będę mogła się już wykaraskać, albo ze sporymi nieprzyjemnościami i bólami… a Ty to określiłeś jako” to masz obowiązek być z nim na zawsze”. Czyli moja umowa to obowiązek po prostu 🙁
Czy jest może jakieś książkowe wydanie tego co piszesz? Szczegolnie to o lojalnosci?
Lojalna nie ma wydania książkowego jeśli chodzi o to, co opisuję w tym artykule. To moje własne przemyślenia. Jest kilka książek, które traktują o lojalności DDA. I są raczej dość spójne z tym, o czym pisałem. Jestem w trakcie pisania książki o swoim DDA pod tym samym tytułem czyli Skrzywdzone Dziecko, która ukaże się w tym roku. Pewnie temat lojalności tam się znajdzie, choć możliwe, że w nieco innych słowach. Dziękuję za reakcję i komentarz. Pozdrawiam Szymon