Chwila. Dosłownie chwila. Impuls. A po tym wszystko się zmienia. Ułamek sekundy później jest już inaczej, nastąpiła diametralna zmiana. Wystarczył impuls. Jest zadra. Lipa.
Część Dorosłych Dzieci Alkoholików ulega impulsom.
Jest to jedna z cech, która mnie bardzo mocno określa jako DDA. Jestem impulsywny. Taki w gorącej wodzie kąpany. Muszę to przyznać szczerze sam przed sobą. To cecha, którą dość mocno ujarzmiłem, lecz w przeszłości dawała mi się we znaki. Nie oznacza to, że jestem z tego uleczony. Licho nie śpi.
DDA mają tendencję do poddawania się biegowi zdarzeń bez poważnego rozważenia innych alternatywnych zachowań czy możliwych konsekwencji. To uleganie impulsom przejawia się utratą kontroli nad otoczeniem, zagubieniem czy wręcz niechęcią do siebie. Samo zachowanie impulsywne to nie wszystko. Gorszym aspektem wydaje się być likwidowanie skutków takiego zamieszania, pochłania to multum energii i czasu.
Cały artykuł przeczytasz w 13 minut.
Fałszywa jest też pozorność kontrolowania impulsu. DDA często wydaje się, że całą sytuację ma przemyślaną, zaplanowaną i pod całkowitą kontrolą.
Poddawanie się impulsom to cecha dziecinna. To zwykle domena dzieci. DDA, gdy był mały, był bardziej rodzicem niż dzieckiem. Obecna impulsywność jest odpowiedzią na jej brak w dzieciństwie. W życiu człowieka są różne etapy i jakiś brak bywa nadrabiany w innym okresie. Dziecko nie było w stanie przewidzieć skutków żadnego zachowania, więc i w teraźniejszości nie potrafi tego zrobić. W domu dorosłego dziecka zazwyczaj postępowanie nie było konsekwentne. To samo postępowanie było różnie oceniane. Raz uszło płazem, a innym razem następowała kara.
Utrudnieniem i komplikacją jest sytuacja, gdy pojawia się nieznośne poczucie niezbędnej konieczności. Jeśli nie wykorzysta się okazji tu i teraz, następuje utarta tej jedynej szansy. To przyzwyczajenie do skrajnych sytuacji, balansowania nad przepaścią. DDA żyje od kryzysu do kryzysu. To dla niego stan normalny, znany mu. Niepokojący jest stan dobrostanu, denerwuje bardziej niż kryzys. Ciężko to zrozumieć komuś kto, z tym się nigdy nie borykał. Wywoływanie kryzysu może być działaniem zamierzonym. Można stwarzać okazje, by taka negatywna sytuacja zaistniała, choć nic na to nie wskazuje.
Warto podkreślić, że zachowanie DDA nie jest rozmyślne czy też wyrachowane tudzież perfidnie skalkulowane. Nad tym zachowaniem po prostu człowiek z tym syndromem stracił kontrolę. To jest poza jego władaniem. Jest to niepokojące, można się tego bać i zmierzać do zmiany tego. Nie jest to jednak takie łatwe jakby się mogło wydawać.
Przewidywanie reakcji, ani następstw tego, co się zrobi jest trudne i niejednokrotnie niemożliwe. DDA łatwo generują same sobie takie okropne sytuacje. Nie mogą się przed nimi powstrzymać. To jak zew natury.
Takich sytuacji może być naprawdę bardzo dużo. Podam tylko kilka przykładów i myślę, że doskonale będziesz mógł sobie to zobrazować i znaleźć podobne modele:
Mimo tego DDA przeżywają to bardzo. Sam znam ten stan, bo kiedy popełnię podobne czyny, pod wpływem impulsu, wracam do nich i bardzo skrzętnie analizuję, to co się stało. Dręczy mnie to mocno. Niemniej wyplątanie się z kłopotów wymaga ogromnego nakładu energii i czasu. Są to bolesne implikacje powstałe na wielu płaszczyznach.
Można to powiązać również z takim zjawiskiem, że dorosłe dzieci alkoholików mają tendencję do poszukiwania gratyfikacji natychmiastowej, nie potrafią dłużej poczekać. Nie znają pojęcia gratyfikacji odroczonej. Słowem kluczowym wydaje się tu być cierpliwość. DDA są niecierpliwi wobec siebie, ale także wobec innych i to rodzi realne konflikty. Chęć osiągnięcia wszystkiego, tu i teraz, jest bardzo mocna.
Człowiek z tym syndromem chce osiągnąć wszystko natychmiast, a tak naprawdę najlepiej byłoby, gdyby to zostało zdobyte na wczoraj.
To dotyczy wielu spraw, na różnych płaszczyznach, zarówno w zakresie emocji czy oczekiwań, zachowań albo też innych kwestii materialnych lub niematerialnych. Odkładanie spraw na potem sprawia takiej osobie bardzo wiele kłopotu i woli to mieć za sobą.
Takie postępowanie jest bardzo łatwo wytłumaczyć. Wróćmy ponownie do dzieciństwa, gdyż tam kształtowała się ta postawa.
Jako dziecko taka osoba nauczyła się, że jeżeli o coś prosiła, a nie dostała tego od razu, w danej chwili, to tak naprawdę nie dostała tego już NIGDY. Ta okazja uciekała w tym momencie bezpowrotnie. Nietrudno wyobrazić sobie takie sceny, kiedy dziecko mówiło, że chce coś teraz, a rodzic lub rodzice odpowiadali – “Nie teraz”, “Potem”, “Porozmawiamy o tym za miesiąc”. Oczywiście scenariusze tutaj mogą być bardzo różne. Różni byli rodzice, potrzeby i propozycje małych dzieci także były specyficzne dla danej sytuacji. Pewnie często zdarzało się tak, że w danej rodzinie były utarte schematy. Opowiem o swoich kilku przykładach, bo ze strony ojca właśnie takie znamienite słowa często padały.
We wczesnym dzieciństwie bardzo zależało mi na tym, aby tata poświęcał mi swoją uwagę, swój czas. Osiągałem to dzięki temu, że dobrze się uczyłem. Byłem dobrym matematykiem, więc tata dawał mi dużo zadań, sprawdzał je i tak ten czas sobie od ojca wielokrotnie “wywalczyłem”. Jednak z czasem ojciec się oddalił ode mnie i częściej zamiast słów: OK, synu pomogę Ci, słyszałem: „nie mam czasu. Nie teraz, bo muszę coś zrobić”. Stało się to dla mnie tak powtarzalne, że z czasem odpuściłem i przestało mi zależeć na tym, aby zabiegać o uwagę ojca, bo tak naprawdę żaden sposób nie był dobry.
Kolejna sytuacja dotyczyła pośrednio nauki. Tata zawsze mówił, że chce abym się uczył i wykonywał w przyszłości prace, które wymagają wiedzy, bo do zwykłej, fizycznej pracy się nie dawałem. Uwierzyłem ojcu. Rzeczywiście taką we mnie zbudował świadomość, że do prac fizycznych się nie nadaje, stąd widziałem, że rozwiązanie drzemie w dobrym wykształceniu. Zapewniał mnie, że zawsze będzie łożył na moją edukację i mogę zawsze na niego liczyć. W takim przekonaniu rosłem wiele lat. Rozczarowanie nastąpiło w pierwszej lub drugiej klasie liceum ogólnokształcącego, gdyż wtedy wiodło nam się nieco gorzej i tata nie miał zbyt dużo pieniędzy. A wiadomo, że na naukę potrzebowałem pieniędzy, nie na jakieś wymyślne rzeczy, lecz na te podstawowe jak książki, zeszyty czy ubrania. Usłyszałem wtenczas, po raz pierwszy od taty, synu: “Sam sobie zarób. Ja w Twoim wieku już pracowałem”. Każda próba kończyła się tym samym stwierdzeniem i szybko się nauczyłem, żeby o nic go nie prosić. Wiedziałem, że od tej pory muszę liczyć sam na siebie w zakresie nauki i praktyczne we wszystkich innych dziedzinach. Nie pomyliłem się.
Tamte doświadczenia nauczyły mnie jednego, że gdybym czegoś w danej chwili nie zrobił lub nie wyprosił natychmiast, to by się to na pewno nie wydarzyło. Taka była moja rzeczywistość. Zapewne jest to rzeczywistość niejednego DDA. Brak tej wyuczonej cierpliwości stanowi dobre podwaliny pod niezwykłą impulsywność i dorosłym dzieciom alkoholików bardzo ciężko jest planować swoją przyszłość. Nauczyły się bowiem, że jeżeli czegoś nie zrobią lub nie dostaną w danym momencie to prawdopodobnie to nigdy nie nastąpi. To potężna lekcja życia.
Ma się wrażenie, że to jest ta ostatnia szansa.
Kiedyś byłem bardzo niecierpliwy. Chciałem mieć wszystko od razu. Wiele lat uczyłem się tej cierpliwości, a pomógł mi w tym miedzy innymi rozwój osobisty, kiedy to właśnie napotkałem stwierdzenie odroczonej nagrody, odroczonej gratyfikacji za coś. To był znaczący przełom, dzięki któremu nauczyłem się być dość mocno cierpliwy.
Nie oznacza to jednak, że jestem pozbawiony impulsywności. Całkiem niedawno ta uciekająca szansa pojawiła się znowu i ponownie zadziałałem impulsywnie. Dopiero pisząc ten artykuł uświadomiłem sobie, że właśnie to był ten mechanizm. Otóż w pracy, zaproponowano nam bezpłatną naukę języka ukraińskiego. W związku z tym, że w naszym kraju pojawiło się w ostatnim czasie wielu pracowników z Ukrainy, a także z uwagi, iż mój kuzyn ożenił się z Ukrainką postanowiłem na taki kurs zapisać się. Praktycznie bez większego zastanowienia się. To był właśnie taki impuls.
W dodatku szereg zalet posługiwania się tym językiem przedstawiłem swojej koleżance, z którą pracuje i ona również za moją płomienną namową postanowiła zapisać się. Nakręciliśmy się razem. Nie mogłem przepuścić takiej okazji i od razu pobiegłem do szefa, by nas zapisać. Byłem bardzo przekonywujący, ubiegłem innych i znalazłem się na liście szczęśliwych kandydatów. Dopiero, gdy wróciłem do domu, trochę ochłonąłem. Zdałem sobie sprawę, że to nie był najlepszy wybór i zbyt pochopnie podjąłem decyzję o zapisaniu się na ten kurs. Nie przemyślałem tego, że nie mam czasu i będę musiał dojeżdżać na własny koszt do innego miasta, 20 km w jedną stronę. Sam do siebie powiedziałem: Szymek! Coś ty znowu wykombinował, po co ci to, przecież nie masz ani czasu, ani tak naprawdę potrzeby władania tym językiem. Ty narwańcu!
Na wycofanie się było za późno. Na szczęście okazało się, że nie ma tylu miejsc i mnie wykreślono. Uffff!
Kilka lat temu miałem spółkę z kolegą. Mieliśmy różne poglądy na prowadzenie firmy. W efekcie błędnych działań, z obu stron, zaczęła ona przynosić ogromne straty, które poskutkowały bankructwem. Generalnie od początku kolega był „prezesem”. Pracować mu się nie chciało, ale dzierżyć tytuł jak najbardziej. To mnie irytowało i na sam koniec trochę mnie poniosło. Miałem serdecznie dosyć firmy i decyzji kolegi, które co rusz okazywały się niesamowicie błędne. Bardzo rzadko bywam niekulturalny, ale wtedy, w ciągu ułamka sekundy podjąłem decyzję, że porozmawiamy i zwrócę mu uwagę oraz powiem, co myślę o jego zdolnościach w zarządzaniu naszą spółką. Intencje miałem pokojowe, ale gdy go zobaczyłem, to od razu użyłem wulgaryzmów, a także różnych epitetów, że jest nieudacznikiem i palantem życiowym. Potem wstydziłem się swojego zachowania wobec niego oraz wypowiedzianych słów, lecz czasu nie da się cofnąć i pozostał duży niesmak. Do dziś czuję pewną gorycz z tego powodu, bo go lubiłem. Mogłem inaczej z nim porozmawiać lub przemyśleć to przez dzień lub dwa i dopiero wtenczas przeprowadzić rzeczową pogadankę.
Impulsywność może być wykorzystana przeciwko DDA. Jeśli DDA związany jest z kimś, kto go nie rozumie, może tę impulsywność potęgować. Wywoływać ją.
Wybuchowość w moim przypadku ścierała się i chyba wciąż ściera się z lękiem i obawą przed kłótniami. Bardzo ich nie lubiłem, bo zawsze wydawało mi się, że kłótnia osłabia związki i relacje ludzkie. Poza tym niesnaski rodziców kończyły się źle. Przemocą, długimi przerwami w rozmowie lub tym, że tata wychodził na swoją działkę i nie wracał do domu całymi tygodniami. Odwlekałem kłótnie kumulując w sobie wiele emocji i uczuć. Niestety nie da się tego robić w nieskończoność. Dlatego wystarczyła maleńka iskierka zapalna, aby wywołać u mnie prawdziwy wybuch. Jest jedna taka specjalistka, która potrafi to zrobić w ułamek sekundy. Jeśli czytałaś mojego bloga, to się domyślisz, o kim mowa.
Samej impulsywności nie można przypisać jedynie negatywnych cech. Złego wymiaru, rodzącego wiele problemów i przykrych następstw, które trzeba odkręcać lub naprawiać.
Może mieć też pozytywny wydźwięk.
Czasami właśnie impulsywność pozwala zrobić coś dobrego, pozytywnego. Może to mieć znaczenie w biznesie, gdy szybko podejmujesz decyzje. Jest okazja – bierzesz i zyskujesz.
W moim przypadku impulsywność dawała się często we znaki, gdy remontowałem mieszkania. Zazwyczaj robiłem to sam i porywałem się niemal na wszystko, co mogłem zrobić, stąd nie obca jest mi elektryka, hydraulika, a w zasadzie cała branża ogólnobudowlana. U mnie wystąpił jeszcze jeden czynnik związany z tatą. Otóż miał inne podejście do prac niż ja. Tata miał ograniczoną ilość narzędzi i wykorzystywał je na maksa. Na sławetnej działce, bo w domu rzadziej, wykonanie jakiejś konkretnej pracy zajmowało mu wiele czasu. Kombinował, przerabiał, tworzył dźwignie i różne konstrukcje, które ułatwiały mu postęp w pracach. Uważałem to za ślepy zaułek. W ramach „walki” z ojcowymi naleciałościami postępowałem na przekór jego metodom. W innych przypadkach oraz w tym z pracami domowymi stanowiłem jego przeciwieństwo. Wolałem kupić nowe narzędzia i po problemie. Dlatego w czasie prac, jak mi czegoś zabrakło to przerywałem pracę i jechałem po niezbędne narzędzie. Nie zastanawiałem się za długo. Była potrzeba, była reakcja. Czasem zbyt impulsywna, ale zazwyczaj wybór okazywał się trafny. Poza tym jestem praktyczny i zakupy robiłem tak, by narzędzia wykorzystywać wielokrotnie. Impulsywność zakupowa w kwestii nowych przyrządów, przynajmniej w moim odczuciu, była pozytywna.
Również w szkole nie jeden raz, działając pod wpływem impulsu, zdobywałem plusy u nauczycieli. Zgłaszałem się do różnych prac lub jak znałem odpowiedź na zadane pytanie, to podnosiłem rękę jako pierwszy, by zgłosić się do odpowiedzi.
Pamiętam też, że raz w wojsku szef kompani mówił, iż czasem warto zrobić coś więcej niż tylko odbębnić służbę wojskową. Powiedział, że można pomalować jakąś salę lub zrobić porządek w magazynie mundurowym w ramach czynności nadprogramowych. Oczywiście ja i mój kolega, z tej samej miejscowości, z którym do dziś się koleguje, w mig wpadliśmy, że możemy pomalować aulę. Byliśmy jedynymi hurraoptymistycznie nastawionymi żołnierzami. Reszta nie miała ochoty na takie genialne poświęcenie. Pobiegliśmy praktycznie bez namysłu, z dobrą nowiną, że coś zrobimy w służbie narodu. W sumie nie za bardzo zastanawiałem się tamtego dnia nad tym, dlaczego to zrobiłem. Dla mnie była to raczej odskocznia od nudnego życia koszarowego. Nie miałem żadnych oczekiwań. Robiliśmy remont w czasie weekendu, a koledzy mieli z nas ubaw i pukali się po czołach patrząc na nas. Leżeli na łóżkach, grali na gitarze i śpiewali, racząc się przy tym doborowymi trunkami. No cóż pomyślałem sobie, znowu wyrwałem się przed szereg. Zwłaszcza w niedzielę po południu, kiedy miałem już dość malowania.
W poniedziałek rano na kompanię dotarł szef. Zaglądnął do sali i był bardzo zadowolony z naszej pracy. Kolega malował już wiele razy przed wojskiem, nawet zarobkowo, więc pod jego okiem wyszło nam to bardzo fajnie, a przy okazji czegoś się nauczyłem. Chorąży w ramach nagrody przydzielił nam trzy dni dodatkowego urlopu i pozwolił to połączyć z weekendem. W kolegach coś się zagotowało, a w nas wstąpił pogodny nastrój. Najbliższy weekend spędziliśmy w domach. A koledzy pewnie leżeli na łóżkach, grali na gitarze i śpiewali, racząc się przy tym doborowymi trunkami.
Czasem impulsywność ma pozytywny wydźwięk i warto w niej doszukiwać się dobrych elementów i w takim kontekście tą cechę również wykorzystywać.
Książka o mnie, moim życiu i zmaganiach z DDA od Skrzywdzonego Dziecka po Szczęśliwe Dziecko, spełnionego człowieka. Wierzę, że stanie się inspiracją dla Ciebie do cudownej transformacji.
Ukarze się prawdopodobnie pod koniec 2022 roku.
Mam gorącą prośbę. Jeśli spodobał się Tobie artykuł zostaw tutaj swój komentarz. To dla czytelników i dla mnie będzie cenna informacja.
Jeśli zainteresował Cię ten artykuł przeczytaj też inne. Wierzę, że znajdziesz na blogu wiele ciekawych treści.
18 Comments
Szanowny kolego ! przeczytalam Twojego bloga i zrobilam to w mgnieniu oka ten dzisiejszy. To tak jakbym czytala o sobie. Masz dobra rękę do pisania! Szczegolnie zwraca uwagę wrażliwość ! U mnie ta wrazliwosc czasem bardzo przszkadza w życiu ale też wielokrotnie pomogła i zostala doceniona np w relacjach. Powiedzenia:)
O wrażliwości,a także pisanie o różnych uczuciach czy emocjach, moglibyśmy długo dyskutować. To tematy rzeka. Niestety to fakt, że naszą wrażliwość, a czasem naiwność łatwo wykorzystać. Myślę sobie, że po prostu warto być dobrym człowiekiem, być sobą. Jedni nas będą cenić, a inni nie. Życzę powodzenia, szczerych przyjaciół i samych udanych relacji. To my wybieram – z kim, kiedy i gdzie. Powodzenia z wzajemnością <3
Nie jestem DDA, ale jakbym o sobie czytała. Bardzo pomocny wpis w zrozumieniu siebie. Dziękuję.
Adriana dziękuję Ci za komentarz. Cieszę się, że byłem pomocny.
To duża ulga, że nie jestem w tym sama. Tyle czasu starałam się wyprzeć DDA u siebie. Teraz już wiem, że to był błąd. Wszystko co przeczytałam na Twoim blogu znajduje w sobie (no.. prawie wszystko, bo w wojsku nie byłam )
Jakbym o sobie czytała… Często w swoim życiu kieruję się impulsem. Czasami żałuję, ale bywało, że było warto…
Marzena z impulsywnością czasem tak jest, że raz może mieć ona pozytywny wydźwięk, a innym razem może być dokuczliwa. Życie nie jest zero-jedynkowe i nigdy nie wiem co może nam przynieść.
Jakbys siedział u mnie w głowie ! Bardzo pomocne przelanie myśli i uczuć na ,,papier’’ dziekuje!
Sylwia jestem jednym z DDA, więc myśli mamy podobne. Tak jak i doświadczenia. Przelanie myśli na papier ma właściwości terapeutyczne. Zachęcam do tego, by tak sobie czasem ulżyć, a może robić to nawet cały czas. Choćby kilka zdań na dzień. Pozdrawiam. Trzymaj się ciepło. Szymon
Bardzo fajnie piszesz, trafiłam tutaj przypadkiem, ale na pewno wrócę przeczytać resztę postów…
Ta impulsywność to jest kosmos ☺Wystarczy jeden szczegół i Etna wybucha ☺
Marta życie to napisało… Pozdrawiam Szymon.
Boże kiedy ja tak zacznę się pozytywnie otwierać. Wszystko jeszcze u mnie zagmatwane i bolesne. Dziękuję że mogę czytać min Twoje blogi i czekam na regres
Ciekawy tekst. Z niecierpliwością (tak z niecierpliwością) wyczekuję książki. Pozdrawiam
Jak ja Ci dziekuje za ten wpis! Otworzyles mi oczy i wiele uswiadomiles.
Dziękuję za komentarz. Miło mi, że mogłem Tobie pomóc i rozświetlić kilka spraw. Pozdrawiam Szymon
Jestem DDA. Impuls jest mi dobrze znany. Dzięki temu tekstowi uświadomiłam sobie ze ja też „nauczyłam się” nad nim pracować, dzięki terapi. Skutki różne ale… skoro iduagnelam już to co mam na drodze DDA to ile mogę jeszcze zdziałać! Pozdrawiam i czekam na książkę.
Katarzyna masz jeszcze trochę pracy przed sobą, więc trzymam mocno kciuki, abyś wszystko ogarnęła. Dasz radę. Jak tylko ukaże się książka dam Ci znać na @, o ile zechcesz. Pozdrawiam Szymon.
Jestem studentką psychologii i potrzebowałam treściwej wiedzy o DDA, i jak widać trafiłam na właściwy artykuł. W zasadzie idealne zwieńczenie tego, czym jest DDA, bardzo dziękuje za dawkę wartościowej wiedzy opartej na autentycznych przeżyciach!