Wczoraj był brzydki dzień, deszczowy i senny, w ogóle od początku układał się kiepsko. Takie dni ciągną mnie emocjonalnie w dół i bardzo ich nie cierpię, ale o dziwo to właśnie wczoraj wydarzyło się coś ważnego, gdyż zapoczątkowałem łańcuch dobrych zmian.
Terapia czy pisanie książki przeniosły mnie w przeszłość. Katalog zdarzeń z przeszłości jest zamknięty i nadejdzie taki dzień, że już na blogu nie będę wracał do przeszłości i skupię się tylko na pisaniu o teraźniejszości. Pewnie ilość artykułów z czasem zmniejszy się. Do niedawna wydawało mi się, że jestem na tyle stabilny i silny emocjonalnie, iż mogę z tym bezboleśnie uporać się. Trochę przeceniłem siebie. Być może na analizowanie poświęciłem za dużo energii i czasu, bo liczyłem, że przebiegnie to szybciej. Wiem, że jestem mocniejszy niż kiedyś. Czuję to i mam tego świadomość. Jest jednak, jedno „ale”. Wracanie do trudnych chwil jest bardzo ciężkie i niebezpieczne. Wiem o tym doskonale, bo nie raz przegapiłem teraźniejszość. Mam też świadomość, że jeśli tego nie zamknę i nie przepracuję, to nie ruszę dalej. Nie da się bez cierpienia przejść operacji, nawet jeśli ona ma przynieść pozytywne efekty w przyszłości. Potrzeba poświęcenia i wyrzeczeń. Gorszych chwil, by nadeszły te lepsze. Mocno wierzę, że to, co najlepsze jest właśnie przede mną.
Czytając bloga możesz znaleźć ból i cierpienie, dostrzeżesz również ogrom pejoratywnych faktów, bo tak było i tego nie zmienię. Będziesz miał rację. Możesz też widzieć tu elementy jak najbardziej pozytywne. W tym przypadku też będziesz miał rację. Tych optymistycznych jest i będzie coraz więcej. Niemniej pokazanie tylko jednego aspektu jest bezcelowe. Mieszanie ich to najbliższy prawdzie zabieg. Przecież ubiegłych lat w Polsce, w okresie letnim, nie można opisać tylko jako ciepłych, bezchmurnych i bezdeszczowych. Jest cała gama temperatur, wilgotności i innych zmiennych. Okres nauki nie jest pasmem osiągania samych piątek, nawet jeśli jesteś bardzo dobrym uczniem, itd. Podobnie z życiem, ma pełen wachlarz zdarzeń.
Na łamach stron bloga chcę podkreślać, że syndrom DDA to tylko wycinek życia. Ma on decydujące znaczenie tylko w niektórych kwestiach. Dlatego pokazuję tu całość mojego życia. Skupianie się tylko na negatywach bloga jest bezcelowe. Wiem, że można wpaść w taką pętle, bo sam syndrom DDA jest odbierany bardzo negatywnie, a przecież tak nie jest. Czasem pojawiają się wpisy, które odbiegają od tematyki DDA, bo tak właśnie to wygląda. Jest wiele innych i pięknych spraw codziennych, istotniejszych niż syndrom DDA. Jest to najważniejsze przesłanie bloga – ukazanie całokształtu. Poza syndromem DDA jest całe życie. Zaglądając na bloga – patrz w szerokiej perspektywie, nie wycinkowej. Jeśli zawęzisz odczyt do samego zagadnienia DDA, wrażenia będą mylne.
Przez ostatnie miesiące towarzyszył mi ogromny dysonans. Z jednej strony czułem w sobie ogromną moc, a z drugiej nieokiełznaną słabość. Moje życie było szarpane, niespokojne, pełne skrajnych napięć. To odbijało się niekorzystnie na mnie i moim otoczeniu. W galopie życia zapomniałem o jednym z najważniejszych przesłań jakie mi przyświecają. Nie szkodź sobie i innym. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Stanąłem przed ciężkimi wyborami, gdyż wiedziałem, że coś muszę w końcu zmienić. Postępowanie według obecnych schematów doszło do granic. Nadszedł odpowiedni moment na gruntowne zmiany, w zgodzie ze mną.
Dziś rano wstałem wyspany. Już dawno tak dobrze nie spałem. Obudziłem się spokojny, pełen głodu życia i bardzo szczęśliwy. Poszedłem do kuchni zrobić sobie poranną kawę. Zaciągnąłem rolety w oknie i do kuchni wpadły promienie słońca. Tego mi było potrzeba. Tej słonecznej energii i widoku, który wprawił mnie w nieukrywaną radość. Spojrzałem na ekspres do kawy. Słońce rzuciło na niego swoje promienie, które tańczyły, znikały, przeplatały się. Przepiękny widok, naprawdę urzekający. Podszedłem do okna, otworzyłem je i poczułem się jeszcze lepiej. Spojrzałem w górę, na koronę drzewa stojącego tuż pod domem. Lekki wiaterek poruszał tysiącami liści, a przez nie dostrzegłem w oddali promieniejące słońce. Widok wzbogacił śpiew ptaków. Stałem tak przez kilka minut. Cieszyłem się tą chwilą. Dawno nie czułem się tak spokojny i szczęśliwy. Tak niewiele mi było potrzeba. W gonitwie życia i natrętnych myśli ostatnich miesięcy przegapiłem takie skrawki szczęścia, jak ten. Zrobiłem kawę, usiadłem na krześle i rozkoszując się jej smakiem, cieszyłem oczy promieniami wpadającymi ochoczo do mieszkania. Nie pamiętam, kiedy tak wolno piłem ulubiony, poranny napój.
Cieszyłem się chwilą.
Potem poszedłem po aparat, by uwiecznić widok, na który patrzyłem.
Wykonałem fotkę i dalej napawałem się błogostanem.
Był on możliwy, gdyż podjąłem bardzo ważne decyzje dla mojego życia. Decyzje, które zmieniają życie o 180 stopni, przenoszą je na inny poziom. Na dziś szczegóły pozostaną owiane nutką tajemniczości. Kiedyś do nich wrócę.
Trzy decyzje dotyczą kwestii bardzo osobistych. To bardzo ciężkie decyzje. Długo zastanawiałem się nad ich wdrożeniem i nad ich sensem. Jestem przekonany, iż w dłuższej perspektywie, ich obecna trudność i poziom ważności, wydadzą oczekiwane, dorodne plony. Pierwsza była najtrudniejsza, lecz generuje dwie następne. Właśnie brak jej implementacji ciągnął mnie w dół i uniemożliwiał życie w pełnej zgodzie ze sobą, choć miał też drugi, bardzo pozytywny wymiar. Tego nie mogę zaprzeczyć i na pewno jest mi żal tej dużej straty. Finał trzeciej decyzji nie jest zależny ode mnie, ale jej realizacja, nawet nieskuteczna, będzie mi pozwalała żyć w zgodzie ze sobą i patrzeć bez wyrzutów sumienia w lustro. Nasze decyzje nie zawsze są na rękę innym, lecz trzeba robić to, co uważamy za słuszne. Jeśli podejmujesz decyzję o terapii możesz się bardzo często spotkać ze sprzeciwem najbliższych Ci osób – matki, ojca, rodzeństwa, partnera. Terapia ma pomóc przede wszystkim Tobie, nie im. Podadzą Ci setki powodów, by ten krok obrzydzić, zniechęcić Cię do dobrych rozwiązań. Rób swoje.
Dodatkowo wierzę, że tylko te trzy zmiany zaowocują lepszą organizacją i zarządzeniem w czasie.
Podjąłem też decyzję, że moją obecną pracę zakończę w przyszłym roku. Chcę diametralnej zmiany.
Kolejna to zmiana dotyczy miejsca zamieszkania i na niej będę skupiał się najintensywniej w okresie najbliższych 3 do 5 lat. To mój priorytet.
Od jutra wracam do regularnego biegania. Bieganie wzbogacę o jazdę na rolkach. Brakuje mi wysiłku fizycznego, gdyż mi służył.
Ostania to świadomość i paca nad tym, by przeszłość nie miała tak dużego, a zwłaszcza negatywnego wpływu na mnie. Chcę cieszyć się tą obecną chwilą.
Wszystkie decyzje zapisałem w notatniku, tak aby często na nie patrzeć i trzymać właściwy kierunek. To ważne zapisywać swoje cele. Nabierają wówczas materialnego znaczenia.
Niedawno po raz kolejny usłyszałem, że nasze teraźniejsze decyzje stanowią naszą przyszłość. To prawda, choć o tym najczęściej zapominam. Dlatego nie bywam szczęśliwy tak często jak to możliwe.
Cieszyć się chwilą. Tak chcę częściej.
4 Comments
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog. Od jakiś 9-10 lat wiem, że jestem DDA, ale dopiero od 2-3 zaczęłam doczytywać coś na ten temat. Obecnie mogę powiedzieć, że już samodiagnoza dużo mi dała, a każdy artykuł na ten temat pomaga mi (po troszeczku, ale zawsze) uporać się z problemami z dzieciństwa.
Jeżeli mogę Ci coś zasugerować: mógłbyś opisać role dzieci w rodzinie alkoholowej (bohater, kozioł ofiarny, niewidzialne dziecko i maskotka). Świetnie jest to przedstawione na blogu „Strefa półcienia”, który pisze osoba DDA, a może Ty rozbudowałbyś przedstawione tam informacje o nowe? Albo dodać gdzieś linki do innych blogów/artykułów o tej tematyce?
Fajnie, że takie osoby jak Ty poruszają temat problemów w rodzinach alkoholowych, uważam że jest to bardzo potrzebne.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Ci za komentarz i Twoje podpowiedzi. Artykuł o rolach DDA pojawi się na pewno. To istotne zagadnienie. Powodzenia w uporaniu się z syndromem DDA. Równiez pozdrawiam.
Ciekwe jest to, co napisales o rodzinie i jej stosunku do naszego procesu zdrowienia/terapii. Potwierdzilo sie to w moim przypadku. Juz samo podanie siostrze tytulow ksiazek do zamowienia dla mnie w Polsce wywolalo negatywna reakcje na ten „psychologiczny belkot” od ktorego ponoc oglupieje (czyt. wyjde zakletego kregu zaprzeczanie i bede kontynuowac zycie w zgodzie z sama soba pozbywajac sie szkodzacych mi schematow). Matula w trosce o nierozgrzebywanie przeszlosci tlumaczy, ze i tak sie jej nie zmieni (czy ja wygladam na schizofrenika, ktory wierzy w magiczne rodzki…?). Wiec nawet nie reaguje, bo walenie glowa o mur nieuswiadomionej ignoracji jest bez sensu i przyozdabia w emocjonalne siniaki. Czy potrafie im to wspanialomyslnie wybaczyc? Otoz nie, i nie wymagam tego od siebie ale oczekiwania, ze kiedys podniosa na moj widok kciuk w gore dlatego, ze zdobylam sie na odwage, ktorej im braklo, chyba juz wyblakly.
Szymonie czy udało Ci się zmienić życie o 180 stopni? Czy podjete decyzje przyniosły plony? Czy przeszłośc przestała kierować twoją teraźniejszością i przyszłością? Od dawna nie piszesz czy uporałeś się już z błędnymi schematami z przeszłości DDA? Pozdrawiam