
002 – Moja historia
10/04/2019
Powiew optymizmu
22/04/2019Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Paul Joseph Goebbels piastował stanowisko ministra propagandy, oświecenia publicznego i informacji III Rzeszy. Był znakomitym polemistą i mówcą. Dlatego oszukiwanie ludzi przychodziło mu z wielką łatwością. Goebbels z kłamstwa uczynił narzędzie do „wmawiania jedynej, słusznej prawdy” milionom ludzi. Czynił to w sposób zaplanowany.
Celowo wykorzystuję cytat takiego człowieka, aby podkreślić perfidię kłamstwa. Siła kłamstwa polega na tym, że wielokrotnie powtarzane staje się prawdą. W tym autor tych słów miał całkowitą rację. Przekonałem się o tym osobiście.
Ja i moi bracia staliśmy się poniekąd ofiarami pewnych kłamstw. Nieprzemyślanych frazesów, które powtarzane zamiast pomagać, szkodziły. Jestem przekonany, że moi rodzice zrobili to nieświadomie. Mieli dobre intencje, lecz efekt okazał się odwrotny do zamierzonego.
Bądź przeciętny
Tata chciał, abym był dobry, w tym co robię. Często powtarzał, że najlepiej być pośrodku. To bezpieczne rozwiązanie. Miałem się nie wychylać. Nie być pierwszym, ani ostatnim. Powtarzał to wielokrotnie. Nie raz zastawiałem się, co tym mi sugerował. Dla mnie bycie dobrym stanowiło wielkie ograniczenie. A jednak mimowolnie, by zadowolić ojca, stałem się dobry w wielu kwestiach. Bycie dobrym synem, dobrym uczniem, dobrym bratem… to moje wyróżniki. Wiele lat wierzyłem, że to słuszna droga. W głębi ducha nie chciałem należeć do przeciętnych. Satysfakcję sprawiało mi bycie najlepszym, w tym co mnie pociągało. Im byłem starszy, tym bardziej chciałem zerwać z owym ograniczeniem. Nie zgadzałem się z takim nastawieniem. Uważałem to za szkodliwe kłamstwo. Słowa taty stawały się powoli prawdą. Na szczęście jedno zdarzenie zmieniło moje podejście. Wyrwałem się ze szponów średniactwa.
Z pomocą przyszedł mi horoskop. Zabawne, bo nie wierzę w horoskopy i bardzo rzadko po nie sięgałem. Przypadkowo oglądałem jakieś czasopismo dla młodzieży. Nie wiem, ile miałem lat. Było to prawdopodobnie pod koniec podstawówki. Czas ma niewielkie znaczenie. O wiele istotniejsze jest to, że odkryłem to zdanie bardzo wcześnie. Stało się moim wyznacznikiem na wiele lat. I chyba do dziś poniekąd takie jest.
Jestem zodiakalnym lwem. W horoskopie przeczytałem piękne zdanie. Takie, na które czekałem. Popierało moją tezę, że nie mogę należeć do statystycznych przeciętnych.
„Lwy to osoby, które nie mogą żyć w określonych ramach. Ludzie spod tego znaku rozszerzają je”.
O tak, pomyślałem. To mowa o mnie. Muszę rozsadzać granice. Wychodzić poza przeciętność, bo to moja lwia natura. Od tamtego momentu w dziedzinach, które mnie interesują, robię wszystko by pokonywać bariery. Każdego dnia chcę być lepszy od samego siebie. Konkuruję sam, ze sobą. To najlepsze, co można zrobić dla siebie. Nie rywalizuję z innymi, choć do tego wniosku doszedłem całkiem niedawno. Staję się lepszy każdego dnia. To mnie nakręca. Cieszę się, że wyzwoliłem się spod tego fałszywego przekonania ojca.
Nikt mi nie pomoże. Muszę to robić sam.
Tata należał do pracowitych ludzi. Dużo pracował. Głównie na działce i przesiadywał tam całymi dniami. Nad potrzebą tej pracy działkowej można długo polemizować. Zajmowała ojcu mnóstwo czasu, a efektów dla nas, dla naszej rodziny nie było. Działka generowała tylko koszta, bo tata co chwilę coś wymyślał do realizacji. Mieszkanie zaczęło mieć drugorzędne znaczenie. Nie widziałem sensu inwestowania w działkę, lecz nie mówiłem o tym ojcu. Po co miałem się narażać.
Natomiast nasłuchałem się setki i tysiące razy jako to tata jest samotny w działaniach. Tata do znudzenia powtarzał, kiedy tylko miał możliwość: „Jestem sam. Nikt mi nie pomoże”, „Wszystko muszę robić samemu”, „To ja musiałem zrobić sam”, „To ja sam to wybudowałem, bez niczyjej pomocy”, „ Znikąd pomocy. Musze się sam ratować”. Czasami żal mi było taty. Tyle pracował, a rzeczywiście nikt mu nie pomagał. Gdy byłem dzieckiem zastanawiałem się jak to jest, że rzeczywiście nikt mu nie pomaga i jest taki samotny. Sądziłem, że innym pomagają ludzie, a jemu nie. Z jego opowiadań wynikało, że wszyscy go opuścili. I został sam na ziemi, bez innych pomocników. Z czasem zacząłem dostrzegać kilka rzeczy. Bezsens tej działkowego znoju. Tego, że były to jedynie słowa i chyba pomocy nie potrzebował. Faktu, że tylko biadolił i użalał się nad sobą, a przecież nikt mu nie kazał się przemęczać na darmo, niepotrzebnie. Tata po prostu lubił samotnie pracować. To jego natura.
Zżyłem się z jego powiedzeniami. Słowo „sam” i zdanie „zrobię to sam” stały się również moimi mottami. Tata powtarzał to całymi dniami i ten stek bzdurnych powiedzeń stał się również moim przeznaczeniem. Uwierzyłem, mu że i ja jestem stworzony do pracy w pojedynkę. Dziś wiem, że można oczekiwać pomocy od innych. Jeśli robimy coś fajnego i pożytecznego warto prosić o pomoc. Jest to jedno z moich wyzwań albowiem proszenie o pomoc jest dla mnie bardzo trudne. Przychodzi mi z wielkim oporem. I czuję się bezwartościowy, gdy proszę kogoś o pomoc. To obszar, nad którym muszę znacząco popracować. Oczywiście jest część obowiązków, które musimy robić sami. To uroki życia. Wynieść śmieci, iść na zakupy, ogolić brodę, zaprowadzić dziecko do przedszkola i wiele innych prozaicznych czynności. Tego za mnie nikt nie zrobi. Ale to właśnie te prozaiczne czynności, czego się uczę, są najbardziej ludzkie i mogą sprawiać nieukrywaną przyjemność. I to, że robię je sam to cudowna sprawa. Są czynności, które mogą zrobić z nami inni lub mogą całkowicie nas wyręczyć. Trzeba tylko, a może aż potrafić to rozróżniać.
Na pewno tata wypatrzył określenie „zrobię to sam” i trochę zaszczepił we mnie to mylne przekonanie. Myślę, że były to kłamliwe epitety.
Jest jeszcze jedno wielkie kłamstwo jakim raczył mnie tata. To temat, który poruszę w książce, gdyż na chwilę obecną jest to dla mnie zbyt bolesne przeżycie. I trudno mi teraz podzielić się nim z Tobą.
Więcej bredni usłyszałem od mamy.
Mama to bardzo dobra kobieta. Kochała nas bardzo szczerze. Za wszelką cenę chciała nas bronić przed ojcem. Przed jego alkoholizmem i przemocą. Nie potrafiła jednak tego fizycznie uczynić, bo była delikatna. Jako formę ochrony wybrała nadopiekuńczość.
Kocham mamę bardzo. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób. Rozumiem ją i jej postępowanie. Próbowała na swój sposób przygotować do życia. Pokazać jego dobrą stronę. Udało się się to w znacznym stopniu. Są jednak obszary, gdzie sobie nie poradziła. I wpoiła w nas wiele nieprawdziwych przekonań.
Nie ma głowy
Największy błąd popełniła w wychowaniu Krzysia, najmłodszego z braci. To mam jej za złe. Powtarzanie jednego, kłamliwego zdania poczyniło ogromne spustoszenie w jego życiu. Oczywiście, w ten sposób broniła go przed ojcem. Intencję miała bardzo dobrą. Efekt co najmniej mizerny, delikatnie ujmując.
Moim zdaniem mama pomyliła się. Pozwoliła kłamstwu stać się prawdą. I to mam jej za złe. I świadomie po raz drugi to zdanie pada. Jest to formuła, która do dziś budzi we mnie obrzydzenie. I słysząc ją gotuje się we mnie krew.
Mój brat w to uwierzył. Potem powtarzał to zdanie za mamą.
Krzysiu, jako dziecko, był bardzo inteligentny, spostrzegawczy i błyskotliwy. Tak ja go zapamiętałem. Piękne i mądre dziecko. Został jednak przez mamę nadmiernie rozpieszczony. Taki sposób wychowania sprawił, że Krzysiu bardzo ciężko zniósł rozłąkę z mamą. Mama poszła do pracy , a on trafił do przedszkola. Pamiętam jak mama zaprowadzała go do przedszkola. Cała drogę płakał. Słyszałem jego płacz i skomlenie nawet spod przedszkola, takie miałem wrażenie.
Mama chcąc mu ulżyć starała się go odbierać bardzo wcześnie bądź nie zaprowadzała go w ogóle do przedszkola. Brat całą drogę krzyczał, że nie lubi przedszkola i nie chce do niego chodzić. Jestem przekonany, że to miało wpływ na późniejsze postrzeganie edukacji przez mamę i przez Krzyśka.
Potem przyszedł czas na szkołę. Krzyś zapewne myślał, że płaczem wymiga się od szkoły. A cud się nie przytrafił, niestety. Jego niechęć do szkoły rosła. A mama tylko ją wzmacniała. Tata oczekiwał, że bracia będą się uczyć jak ja. I naciskał na naszą edukację. Za słabe wyniki czasem bracia dostawali lanie. Niemniej Krzysiu okazał się najsłabszym uczniem z naszej trójki. I ten fakt dzielił rodziców, kłócili się często to. Tata mawiał, że musi więcej się uczyć i przykładać, bo tylko konsekwentna praca wpłynie na lepsze wyniki. Pracę wzmacniał biciem Krzysia, nie zaś realną pomocą. To obudziło w mamie potrzebę ochrony najmłodszego syna. Nie wiem skąd zrodziło się powiedzenie: „Roman, zostaw go. On nie ma głowy do nauki”. Częściej słyszałem z ust mamy skróconą wersję: „Krzysiu nie ma głowy”. Pojawiła się kolejna wersja, gdy Krzyś podrósł i pojawiały się rozmowy o przyszłej pracy. Tata mówił, że bez nauki nic nie osiągniemy i nie dostaniemy żadnej pracy. Mama i tu znalazła wyjście. Twierdziła, że bez szkoły da się żyć. Powtarzała, że Krzysiek ma przynajmniej zdrowe ręce i da sobie radę, nawet kopiąc doły.
Nie zgadzam się z takim stanowiskiem. Mama zrobiła mu krzywdę. Wmówiła, że jest słabym uczniem. Tak naprawdę bardzo go oszukała. W mojej ocenie im więcej się uczymy, tym lepsze mamy osiągnięcia. Owszem jednym przychodzi to łatwiej innym trudniej. Jedni są zdolniejsi, a inni nie. To powtarzanie czyni z nas mistrzów. Ilość włożonego w dana czynność czasu. Mama tym kłamstwem wytworzyła w nim lenistwo i wrogość do nauki. I ciągnęło się to za nim wiele lat. W porównaniu z Krzyśkiem i Mariuszem byłem lepszym uczniem. Lepszym, bo tego chciałem i nad tym pracowałem. Czasem miewałem z przyswojeniem wiedzy, nie wszystkie przedmioty lubiłem. Wiedziałem natomiast, że im więcej czasu poświecę danemu zagadnieniu, tym będę miał widoczniejsze efekty. Uczą się wszyscy, z różnym skutkiem. Bycie uczniem z całą pewności jest łatwiejsze jeśli rodzice wspierają, a nie utrudniają. Mama zrobiła najgorsza rzecz. Pozbawiała Krzyśka szansy zanim się pojawiła.
Okropność tego kłamstwa ponadto spowodowała, iż odpuszczał wiele tematów. Tłumaczył to w jeden prosty sposób. Przecież ja nie mam głowy. I nic więcej nie musiał robić, zero starań, zero trudu.
Kilka lat temu byłem na chwilę w jednej ze szkół podstawowych zwanej szkołą życia. Tam miałem okazję przekonać się, że są dzieci, które nie zrobią nigdy postępów, praktycznie w niczym. Były to jednak dzieci, których mózg uległ uszkodzeniu z rożnych powodów i nie będę w to teraz głębiej wnikał. To była smutna, bardzo smutna wizyta. Dowiedziałem się, że dzieci te uczone są podstawowych rzeczy. Umiejętności jedzenia, zapięcia zamka w kurtce czy też biegłości w rozpoznaniu godziny. W danej chwili tą wiedzę posiedli, by jeszcze tego dnia ta wiedzę stracić. Kolejnego dnia nauczyciele uczyli ich tego samego. I tak bez końca.
Myślę, że mama pomyliła się i poplątała całkowicie odpowiedzialność z ochroną. Okłamała brata (w dobrej wierze).
Nic nie musicie
Inne kłamstwa, tudzież drobne oszustwa to drobnostki. Choć i te miały genezę w ochronie przed ojcem poszły również w niewłaściwym kierunku. Mama wmówiła nam, że pewnych rzeczy nie musimy robić. Wyręczała nas w codziennych obowiązkach. Ja i bracia nie musieliśmy wynosić śmieci. Sprzątać naszych pokojów, przynosić z piwnicy węgla czy choćby uczyć się gotowania. Chciałem się czuć w domu przydatny. Doszło do dziwnych sytuacji. Gdy mówiłem, że idę wynieść śmieci to mama mi je wyrywała z rąk i sama je wyrzucała. Podobnie było z przynoszeniem węgla z piwnicy. Sąsiadkom przynosiłem, lecz do domu mama sama przynosiła. I rzadko pozwala sobie pomóc.
Sprawiała, że w życie wszedłem na wskroś nieprzygotowany. Nie wiedziałem czego w życiu ode mnie się oczekuje.
Zwłaszcza jak być ojcem i mężem.
A tata nie wyrzucał śmieci, nie przynosił węgla. Nie mył naczyń i prawie w ogóle nie gotował. Nie bawił się z nami, nie chodził na spacery, nie wywieszał prania. Generalnie w domu nic nie robił. I tym też mnie oszukał. Tata i mama, nie przygotowali mnie właściwie do ról odgrywanych w społeczeństwie i w rodzinie.
Okłamali mnie za mało wymagając.

Dla osób chcących mnie wesprzeć jednorazowo kawką zapraszam na https://suppi.pl/szymondobik
2 Comments
Bardzo dobry artykul. Przekonania, to klamstwa, bo często nie adekwatne do realu, nie nasze, nie potrzebne, ale dawkowane przez okres dziecinstwa i młodość. A za nimi napędzane mechanizmy, schematy, blokady. Bardzo autentycznie ujoles to Szymek. Przykładami z autopsji. Przekonuje. Bo to bliskie większości dda, ddd. Dla mnie dobra robota. Przemawia. Lepiej bym tego nie napisała. Choć pewno trochę inaczej…może więcej by było tych matrixow i kłamstw. Najbardziej mi zarezonowalo fragment:
*Kocham mamę bardzo. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób. Rozumiem ją i jej postępowanie. Próbowała na swój sposób przygotować do życia. Pokazać jego dobrą stronę. Udało się się to w znacznym stopniu. Są jednak obszary, gdzie sobie nie poradziła. I wpoiła w nas wiele nieprawdziwych przekonań.*
Właśnie…miała dobry pomysł, cel, chęci, ale nie zdrowe. I to sprawiło że byłeś zatruwany. Wyrastales na kalekę życiową.
Jak ja. NIE PORADZIŁA SOBIE!!! NIESTETY. Ja tez. Bo byłam dzieckiem. Teraz już jestem dorosła i niestety powiekilam niektóre. Ale tylko niektóre…dużo mniej niż moja mama. Moje dziecko powiela też…dużo mniej niż ja. Uwalniamy się od programów ,systemów rodowych. To jest pokrzepiające. I Ty tez to robisz Szymon. Twoje dzieci będą wolne od kolejnych errorow w systemie. Aktualizacja będzie przynosić efekty…dzięki za artykuł. Bardzo mój. Jak większość . ☘️ I ten fragment napisałam mamie. Ciężko mi z nią gadać o tym co mnie boli. Wypiera, zaprzecza. Ma prawo. Ale ja chcę prawdy. Chce to uglosnic. Bo to zalega i psuje relacje i mój świat. Swoje dziecko przeprosiłam. Za swoje czyny, te świadome i nie świadome. Za te kłamstwa, programy, przekonania. Pokazuje jej nowe. I daje przestrzeń do jej osobistych. Idzie jak burza. W końcu to lepsza wersja mnie. Pozdrawiam ☯️
Tak, kocham mamę. Co niezrozumiałe dla niektórych, tatę też. Mimo tego, co zrobił. Był moment pojednania i pokochałem go znowu. Na moim blogu opisuję, to co przeżyłem i jak ja to widzę. Nie oceniam mamy, taty, tylko stwierdzam fakty. Staram się pokazać schematy DDA i DDA, na własnym przykładzie. Ocenę mam w sercu. Choć miejscami na blogu pozwalam sobie na opinię i własne zdanie, co może być odbierane za ocenę. W sumie mam do niej prawo. Mam świadomość, że moje dzieci ocenią mnie. Jestem przekonany, że większość działań jest dobra, ale tylko w mojej głowie. To co dobre według mnie niekoniecznie zostanie pozytywne odebrane przez moje dzieci. Pewnie tez popełniam jakie błędy. Ważne, by umieć przyjąć tą opinię do siebie. Nie kłamać samego siebie, że jestem the best of the best. Nie boję się już mówić, o tych syndromach. Ale to wymagało czasu i zmiany nastawienia. Cenię mamę za to, że o tym ze mną rozmawia.To ją dużo kosztuje. Widzę to po Niej. Życzę Ci powodzenia w dociekaniu prawdy. Niech zwycięży nad kłamstwem. To trudne zadanie, lecz możliwe.