
Twoja Marka Online
07/12/2019
#TVdlaDDA
12/12/2019Artykuł jest dość przewrotny. Nie dlatego, że ja mam taki język i koncepcję na ten wpis. Przyczyna jest diametralnie odmienna. Leży zazwyczaj poza naszym wpływem. A dlaczego? Ano dlatego, że życie jest momentami nieobliczalne i hochsztaplerskie. Sytuacje w życiu zmieniają się. Raz jesteśmy ofiarą, a raz sprawcą. Innym razem potrzebujemy pomocy, a później chcemy pomagać. Najpierw jesteśmy samodzielni i zapatrzeni w siebie, a gdy sytuacja tego wymaga odwracamy kota ogonem. Tych przykładów mógłbym mnożyć i podawać w nieskończoność.
Alkoholizm
Nie trudno wyobrazić sobie jak wygląda życie z prawdziwym alkoholikiem. Mam na myśli głównie rodziców. Nie tylko mężczyznę, ale i kobietę. A najgorszą z wersji jest ta kiedy to oboje mają problem z nadużywaniem. DDA na pewno to przeżyły, a ta część, która tego nie doświadczyła i przypadkiem znalazła się na blogu z łatwością może to sobie wyobrazić. Na pewno nie jest łatwo. Czasami rzekłoby się albo wręcz wykrzyczało, że jest po prostu tragicznie. Alkohol w życiu alkoholika jest na pierwszym miejscu. I za trunkami na liście długo, długo nic się nie znajduje. Taki człowiek, gdy jest sam to jeszcze pół biedy. Może być uciążliwy dla sąsiadów, prawdopodobnie trochę w pracy. Nie cierpią na tym bezpośrednio inne osoby. Obciąża w pewien sposób społeczeństwo. Natomiast gdy ma rodzinę to już wszystko się znacznie komplikuje. Cierpią jego najbliżsi – żona, mąż, partner czy partnerka, a najdotkliwiej dzieci. Oczywiście alkoholik, alkoholikowi nie równy i jego wpływ na życie rodzinne jest różne. Myślę, że najbardziej odczuwalne jest to w skrajnych przypadkach, gdy oprócz alkoholu wkrada się do rodziny przemoc fizyczna i psychiczna, braki materialne i emocjonalne. Rodzą się zaniedbania. W takich przypadkach człowiek z problemem na pewno może być przysłowiową kulą u nogi. Niszczy nie tylko siebie, lecz swoje otoczenie. A najbliższe mu osoby nie tylko nie mogą pójść na przód, lecz czasem stoją w miejscu, a nawet się cofają. I taką kulę trudno czasem odrzucić, bo widzimy w niej drugiego człowieka. Nawet jeśli bardzo nam zaszedł za skórę. To w końcu człowiek. Ojciec. Matka. Mąż. Partner. Rodzic. Dobry pracownik, rewelacyjny sąsiad. Żyjemy z taką kulą nie widząc innego rozwiązania, bo nawet jeśli takowe istnieje, to trudno zmienić nam to, co znane. Tkwimy po uszy w niekomfortowej sytuacji.
U mnie tata nadużywał alkoholu. Bił mnie, mamę i braci. Było mnóstwo agresji i słownej przemocy. Do niedawna myślałem, że był najgorszym rodzicem na świecie. Niemniej w ostatnich miesiącach mam dużą styczność z wieloma DDA. Opowiedziane przez nich historie sprawiły, że zmieniłem zdanie. Nie miałem najgorzej. Choć licytowanie i porównywanie się jest w tym przypadku zabiegiem na wskroś zbędnym, bo każdego szkoda. A jednak tata był kulą u nogi, obciążeniem, rzeźbiarzem, który kreował dłutem C2H5OH rany w mojej psychice. Każdy człowiek nadużywający alkoholu jest w jakimś stopniu ciężarem i trzeba to mówić jasno.
Cieszy mnie fakt, że dziś walka z alkoholizmem nabiera jakiejś jasnej formy. 25, 50 lat temu niemal wszyscy w naszym kraju upijali się i było to trendy. Jeszcze daleko do ideału, bo spożycie alkoholu wzrasta w naszym kraju. Aczkolwiek negatywny wpływ alkoholu jest widoczny i jest ograniczany różnymi metodami – nie można się napić w pracy, jeździć po alkoholu za kierownicą, pić pod chmurką, gdzie popadnie. I gorąco wierzę, że wkładam maleńką cegiełkę w to, by uświadamiać konsekwencje picia w rodzinie i jaki to ma ujemny wpływ na rodzinę, a zwłaszcza na dzieci. Chciałbym, by rodzic, przynajmniej z powodu alkoholu, nie był czynnikiem hamującym, utrudniającym życie.
W rodzinie
Wychowałaś się z ojcem alkoholikiem. A może to matka miała problem z nadużywaniem. Być może oboje rodzice byli alkoholikami. Każdy z nas jest inny i ma różne nasilenie objawów syndromu DDA czy DDD. Nawet rodzeństwo wykazuje rozbieżności, bo zależy to od naszej indywidualnej wrażliwości, siły psychiki czy predyspozycji do reagowania na konkretne sytuacje. I żyje sobie dziecko w takiej atmosferze, potem następuje okres młodości, a czasem żyje się trochę dłużej z rodzicami, może nawet za długo. Nasiąka, więc taki człowiek negatywnymi cechami. Chłonie od rodziców, to co mu dają, pokazują. Najpierw obserwuje, a potem przejmuje wzorce i sam podświadomie postępuje jak rodzice, bo czegóż innego się spodziewać! Alkoholizm to wredna choroba. Niszczy wszystko wokół. A jakie wzorce może przekazać alkoholik? Nawet jeśli się stara zachować resztki człowieczeństwa, to bywa, że krzywdzi najbliższych. Fizycznie. Psychicznie. I potem taki młody człowiek wchodzi w związek. Zakłada rodzinę i nawet jeśli sam nie pije za dużo alkoholu, to ma problem. Ze sobą, ze zrozumieniem emocji. Z ich przeżywaniem. Z odgrywaniem ról. Nie wie jak normalnie się kłócić. Jak zaufać? Jak być normalnym partnerem, żoną, ojcem, matką. Nie nabył właściwych wzorców czy edukacji, jak ma wyglądać jego rola w rodzinie. Ojciec pił i od czasu do czasu zarabiał. W domu nic nie robił. Nie miał obowiązków. Nie tulił Cię. Nie pokazał, że można wymyć talerze lub podłogę, powiesić firany, wyjść chociaż raz na spacer ze swoim synem czy córką. Pójść na rower czy basen. Dla młodego mężczyzny, który wchodzi w nowe życie z rodziną to dramat. Musi uczyć się wszystkiego od nowa. Podobnie matka nie nauczy niczego córki lub syna jeśli będzie poświęcać więcej czasu kieliszkowi niż im. Tych scenariuszy rodzinnych jest tyle, co rodzin żyjących za pan brat z wódką, piwem, winem.
Mój ojciec nie nauczył mnie niczego, co przydałoby mi się w rodzinie. Mama nie piła, lecz przekazała trochę niepotrzebnych wzorców wynikających z nadmiernej opiekuńczości wygenerowanej z całą pewnością przez bezsilność. Tworząc rodzinę zaczynałem od zera. A raczej byłem pod kreską. Musiałem uczyć się bycia mężem i ojcem. Nie raz miałem wątpliwości czy robię dobrze czy źle. Czy facet powinien gotować obiady, sprzątać, prać ubrania, prasować? Czy wyjść z dziećmi na spacer. I czy zrobiłem to już wystarczającą ilość razy. Za mało? Za dużo? Czy się już pokłócić, bo postępowanie żony mi nie opowiada czy lepiej nie zwracać jej uwagi, bo może to nieistotne i czas sprawi, iż zapomnę. Te wątpliwości trwały latami. I na pewno nie wynikało to tylko z tego, że tata nadużywał alkoholu. Z całą pewnością to nie jedyny powód. To komplet przyczyn. Nie można oczywiście wszystkiego zrzucać na barki DDA. Niemniej jego wpływ jest w jakimś stopniu odczuwalny. Nie wiedziałem do 42 roku życia, że jestem DDA. I wiele lat nie było łatwo. Nie byłem idealnym partnerem, mężem, ojcem. Robiłem wszystko, by być normalnym, lecz to mnie bardzo dużo kosztowało. Wypalało. Męczyłem się ze sobą i swoimi wątpliwościami. Patrząc z perspektywy czasu udało mi się osiągnąć niesamowite wyniki. Dziś jeszcze daleko do ideału, lecz widzę, że jestem lepszym niż kiedyś. Droga, którą przebyłem jest dobra. Była trudna, bolesna i wile razy raniłem rodzinę. Wiem, że nie raz byłem uciążliwy, byłem taką ogromną kulą u nogi. Niestety moje wysiłki, by być lepszym nie zostały docenione. I szczerze powiedziawszy nie liczyłem za bardzo na oklaski. Nie robiłem tego, by mnie chwalono. Uważałem, że moim obowiązkiem i powinnością, a jednocześnie czymś naturalnym jest stawać się coraz lepszym dla najbliższych. Natomiast najgorsza była krytyka. Wmawianie mi, że za mało robię. Nie tak, za wolno. I, że tak naprawdę nic nie potrafię robić dobrze. Oczekiwałem jednego: jeśli nie chwalisz to przynajmniej nie krytykuj, nie utrudniaj! A syndrom DDA i DDD, o których nie wiedziałem na pewno mi nie ułatwiał dylematów. Wielokrotnie je wzmagał i prowadził do napięć. Próbowałem je kontrolować, lecz czasem… nie było to możliwe.
Jedyne czego żałuję, to tego, iż dowiedziałem się o syndromie DDA tak późno. Pewnie uniknąłbym wielu negatywnych sytuacji i przeżyć. Nie raniłbym najbliższych. Nie męczył się tak mocno sam ze sobą.
Tak, byłem od czasu do czasu kulą u nogi dla innych. Czasem nieświadomym obciążeniem. I jak wiele osób nie dostrzega zależności pomiędzy nadużywaniem alkoholu, a wpływem na naszą psychikę? Jak duży wpływ na to kim jesteśmy ma dzieciństwo? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem natomiast, że szacunki mówią o ok. 40 % dorosłych Polaków z syndromem DDA czyli ok. 5 milionów. Ilu jest świadomych, ma tą wiedzę i zna objawy, leczy się z nich? Tu nie ma konkretnych danych.
Nie prosiłem się o syndrom DDA/DDD. Ty pewnie też. A on sobie siedzi w naszych głowach. I sieje destrukcję. Raz większą, a raz mniejszą.
Kogo winić za to, że bywamy jak ta kula dla innych? Rodziców, życie, fatalne zrządzenie losu? Konsekwencje ponosimy my! Ty i ja, mój drogi DDA, DDD.
Jedno wiem na pewno, nie postępujemy źle, bo chcemy, bo taka nasza natura. Nie wierzę, że jesteśmy źli. Natomiast jestem pewien, że wielokrotnie ponosimy podwójną karę. Dostaliśmy lanie od życia za dziecka i dostajemy nie raz jako dorośli. Gdzie tu sprawiedliwość?
Świadomość bycia DDA tą karę może minimalizować. A raczej nasze późniejsze postępowanie ma na to wpływ. Tylko czemu za to trzeba tak drogo płacić? Nie znam odpowiedzi. W sumie jej nie szukam. To nic nie da. Wiem tylko, że chcę być dobrym człowiekiem. Lepszym dla innych. Tego się uczę i do tego celu zmierzam. Postanowiłem, że sam odetnę się z łańcucha i nie będę ciężarem. Dlatego kontynuuje terapię i jestem bardziej świadom swych słabości. Jestem w drodze. Na właściwym szlaku.
A Ty? Co zrobisz z tą wiedzą?
Odpowiedz sobie sam. Sama.
Przyjaciele
Chcę też spojrzeć z jeszcze inne perspektywy na to, że możemy być „niewygodni” dla innych. Pokazać to w nieco w innym kontekście. Ten wątek może mieć pośredni związek z moim DDA. Z pewnymi cechami, które u mnie są mocno wyostrzone np. z brakiem ufności, lojalnością czy nieumiejętnością bawienia się. Nie chcę bowiem w przesadny sposób przerysować tego zagadnienia. Być może w tej opowieści znajdziesz jakieś podobne czy styczne punkty. Ta historia będzie potraktowana skrótowo. Możesz znaleźć się w różnych okolicznościach, kiedy to będziesz dla drugiego człowieka balastem. Przeżyłem to na własnej skórze. A sprawa ma się tak. Mieliśmy kilku znajomych. A raczej byli to znajomi żony, bo chodziła z koleżankami do szkoły średniej. Ich znajomość przetrwała, a gdy wyżły za mąż ekipa się rozrosła. I tak była nas szóstka. Panie nazywały siebie „friendkami”. Do pewnego momentu było dobrze. Lubiłem to towarzystwo. Czas pewne sprawy zmieniał. W wielkim skrócie: nie pobadały im się moje nowe zainteresowania. Kładłem większy nacisk na realizacje marzeń. I ostatnio nie rozumiano mojego ograniczenia spożywania alkoholu. A więc proces oddalania przebiegał powoli, lecz stale. Stałem się niewygodny. Nie krakałem w stadzie jak oni. I świadomie lub mniej świadomie stawałem się dla nich kulą u nogi, ciężarem. Nie powiedzieli tego wprost. To się czuło. Myślę, że ich postępowanie mocno wpłynęło na moją żonę i ufała bardziej im niż mi. Nie mogąc wpłynąć na mnie. Zaczęli wpływać na moją żonę. Potem było już tylko gorzej… Ta bajka nie ma dobrego zakończenia.
Ten przykład pokazuje, że możesz mieć dobre intencje. Masz szczere intencje i chcesz dzielić się z innymi czymś dobrym, ale oni to odtrącają. Czasem nawet nie mając nawet pojęcia jaki jest stan faktyczny. Być może znalazłaś się w podobnej sytuacji? Niekoniczne związanej ze znajomymi. Pomyśl o tym.
Jestem świadoma syndromu DDA
Docieram w tym momencie do miejsca przewrotności tego artykułu. Dla ułatwienia skupię się na konkretnym przypadku. Możesz go dostosować, do swojej sytuacji lub do przyjętego wyobrażenia.
Twoja matka całe życie piła. Upijała się tak, że nie pamiętała, aby Cię przytulić i nakarmić czy wymyć. Pomóc w nauce. Wstydziłaś się jej, gdy szła chodnikiem od krawężnika do krawężnika. To Ty w rzeczywistości byłaś matką dla rodzeństwa, bo brałaś opiekę na swoje barki i matką własnej matki…gdy rozbiłaś się jedzenie lub przynosiłaś miskę koło łóżka albo wysłuchałaś jej narzekać na całe zło jakiego doznawała.
Matka była dla Ciebie tą kulą u nogi, od której nie udało uwolnić. Masz już własne mieszkanie i rodzinę. I nadal być może się do końca nie udało tego uczynić. Nadal jej zachowanie jest uciążliwe.
Dorosłaś już i odkryłaś, że masz problemy w życiu. Nie radzisz sobie z emocjami. I przypadkiem odkryłaś termin DDA.
EUREKA! EUREKA!
Poczytałaś o tym. Zaczęłaś terapię i już wiesz, że znalazłaś „lekarstwo” na całe to zło. I chcesz pomóc matce. Tymczasem wiadomość ta dla niej nie jest czymś łatwym. Czasem tak trudnym, że wręcz niemożliwym do zaakceptowania. Zamiast usłyszeć słów wdzięczności spotykasz się z atakiem.
Matka zarzuca Ciebie frazesami:
– Czyś Ty zwariowała, taka fajna byłaś, a teraz coś złego się z Tobą stało!
– Co ta sekta z Tobą zrobiła?,
– Natłukli Ci głupot do głowy!,
– i tym podobne.
Matka w pewnym stopniu nadużywaniem alkoholu zepsuła Ci życie. Całe życie była kulą u nogi. A teraz, gdy masz gotowe rozwiązanie. To TY stałaś się kulą u jej nogi. Nawet nie przeprosi. Ba, nawet atakuje Cię.
Czyż nie jest to perfidna złośliwość losu?
3 Comments
Teraz 3 msc zaczynam z psychologiem i zaczynam rozumieć po części że matka mimo że miała różne epizody to wiem że nie nauczyła mnie być kobietą i matka od nowa się uczę mając skończone 30 lat
Martus – trzymam kciuki za stawianie nowych, lepszych kroków. Masz dużo czasu. Powodzenia i wytrwałości. Pozdrawiam Szymon.
Mam DDA i tez odkryłam tą Ameryke po 40.U mnie ojciec był alko ale to zrujnowało doszczętnie psychikę mojej mamy i stała się dziwna, sparaliżowana strachem, krążyła tylko wokół ojca jak Ziemia wokoł słońca. Ja zaś i rodzeństwo roślismy sobie jak chwasty na polu, kompletnie olane przez rodziców.
Nie chodziłam na terapię ale od 3 lat sama codziennie zmieniam się na lepszą. Od przeszło roku jestem w zwiazku, szczesliwym i normalnym.
Wcześniejsze zawsze kończyły sie katastrofą.
Moje życie zaczeło mi się podobać po 40